sobota, 24 czerwca 2017

Rozdział 1

Ludzie w całym swoim życiu widzą wiele rzeczy. Wiele dobrych i wiele złych. Wschody i zachody słońca, tęcze po deszczu, roześmiane twarze ludzi, małe szczeniaczki, tańce, długie palce delikatnie wciskające kolejne czarno białe klawisze fortepianu. To zdecydowanie te dobre rzeczy, które człowiek mógłby oglądać bez przerwy, aż po kres jego ostatnich dni. W świecie jednak czai się zło. Potężne zło, które sprawia, że przed oczami pojawiają się nam rzeczy, których nigdy nie chcieliśmy widzieć. Strach, przerażenie, krew, zniszczenie, rany, tortury, śmierć najbliższych, powolne pozbawianie ich godności, ich ból i cierpienie, błaganie o pomoc i twoja bezradność, bo nie możesz zrobić kompletnie nic.
Deszcz lał się z nieba strumieniami, mocząc ich brudne i przekrwawione ubrania do reszty. Był to deszcz tak gęsty, że tworzył potężną siwą ścianę i uniemożliwiał dokładne rozejrzenie się po terenie. Grzmoty zagłuszały okrzyki walk i huki walących się resztek zamku. Hogwart lada chwila miał zrównać się z ziemią. Potężne czerwone pioruny mieszały się z zielonym mrocznym znakiem straszącym swoją postawą ponad szkolnymi błoń. Chociaż teraz to nie wyglądało jak błonia. To było pobojowisko. Ponury cmentarz, gdzie polegli ich przyjaciele i osoby, które uważali za rodzinę.
- Szybciej! – zawołała, próbując przekrzyczeć deszcz. – Musimy się dostać za mury!
Alex Black była przepiękną kobietą, chociaż teraz tak nie wyglądała. Deszcz sprawił, że jej kręcone włosy oklapły na jej lekko podłożną twarz. Dopiero teraz, gdy deszcz zmył z niej krew i brud, można było dostrzec, jak przeraźliwie blada jest. Z jej rany na boku czoła ciągle sączyła się gęsta krew, a jedną ręką podtrzymywała drugą, by choć trochę uśmierzyć tępy ból w ramieniu.
- On nie wytrzyma za długo! – odparł Nick, wskazując na swojego przyjaciela. Nicklaus Lupin był wysokim i bardzo przystojnym chłopakiem o brązowych włosach, które teraz przylepiły się do jego twarzy. Szarawe oczy to znajdowały się na przyjaciółce, to na przyjacielu, mierząc ich równie przestraszonymi spojrzeniami. Z jego przykrótkiej brody, skapywała woda.
- Dam radę – wychrypiał Harry ledwo słyszalnie.
Harry Potter. Złote dziecko Gryffindoru. Wybraniec. Był w najgorszym stanie. Krew buchała z jego nosa i ust i nawet deszcz nie potrafił zmyć z niego czerwonych plam. Jedną rękę zarzuconą miał na ramię Nicka, drugą mocno przyciskał do głębokiej rany na swoim prawym boku. Potężne fale bólu raz po raz przechodziły jego ciało niczym kopnięcia prądem. By nie krzyczeć, przegryzł swoje usta aż do krwi.
Droga do bramy, gdzie kończyły się wszelkie magiczne bariery, była jeszcze długa i usłana przez walający się gruz, oderwane kończyny i trupy pozbawione wszelkich wnętrzności. Z wysoko uniesionymi głowami, starali się na to nie patrzeć. Już dłużej nie potrafili wpatrywać się w tak bestialskie potraktowanie.
Alex z niepokojem zajrzała za ramię. Mimo deszczu, jej świat płonął, jej prawdziwy dom płonął doszczętnie zniszczony. Kolejna ofiara diabelskiej wojny, a potem chyba już setna błyskawica rozświetliła niebo, ukazując im kawałek drogi, a zaraz po niej grzmot sprawił, że ziemie jakby zadrżała. Harry zakaszlał, wypluwając kolejną porcję krwi.
- Jeszcze kawałek – powiedział cicho Nick, nie będąc pewien, czy przyjaciel go dosłyszał. Alex widząc powaloną bramę, rzuciła się biegiem i grzebiąc w swoim plecaku, szukała proszku, który jak na złość zaginął w otchłani jej bagażu.
- Kurwa mać! – przeklęła.
Przekleństwo jakby zadziałało, bo w jej dłoni znalazł się malutki, fioletowy woreczek, a gdy tylko przekroczyła magiczną barierę otaczającą szkołę, wysypała go w powietrze. I tuż przed nią fioletowa mgiełka powoli łączyła się ze sobą, stając się coraz większa i większa, aż w końcu wybuchnęła jasnym blaskiem.
- No dalej! – ponagliła ich, nakazując palcem, by weszli w ów mgiełkę.
Tuż za nimi rozbrzmiały złowieszcze okrzyki śmierciożerców. Alex wymieniła krótkie spojrzenie z Nickiem, ale żadne z nich się nie bało. Nick z Harrym przekroczyli magiczną mgiełkę i zniknęli w oślepiającym blasku. Alex stała jeszcze chwilę w deszczu z dziwną satysfakcją wymalowaną na twarzy, patrząc jak pięć zamaskowanych postaci, biegnie ku niej. Kiedy poleciało pierwsze zaklęcie, obróciła się i wskoczyła w mgiełkę. I Alex i mgiełka zniknęły.
Świat nagle zawirował, czarna plama zakryła jej oczy, jej nogi oderwały się od ziemi. Czuła się, jakby lewitowała, a przy tym pędziła z ogromną prędkością w niekończoną się przepaść. I wtedy wszystko się skończyło. Gwałtownie uderzyła stopami o podłoże i zachwiała się, w ostatniej chwili łapiąc równowagę.
Alex rozejrzała się szybko wokół. Znajdowali się za dużymi i gęstymi krzewami, a obok rosło jedno, potężne drzewo. Deszcz już nie padał, a na nocnym niebie widać było gwiazdy i księżyc w kształcie rogalika. Po drugiej stronie ulicy w rzędzie stało kilka domów, a ten znajdujący się najbliżej nich obfitował w dużą liczbę gości.
- Alex - wychrypiał Nick.
Momentalnie oprzytomniała. Upadła na kolana i zdrową ręką wyciągnęła z plecaka apteczkę.
- Idź – powiedziała do Nicka, nawet na niego nie patrząc. – Zajmę się nim. Idź! Postaraj im się to jakoś wytłumaczyć. - Nick się wahał. - Na co czekasz, no idź.
Nick skinął krótko głową i wyskoczył zza krzaków. Podchodząc do domu naprzeciw, przeczesał swoje mokre włosy dłonią. Z jego ubrań wciąż skapywała woda i był pewien, że jeszcze w paru miejscach umazany jest krwią. Serce biło mu jak oszalałe, gdy wkroczył na teren zadbanej posesji, a miał wrażenie, że to już bardziej niemożliwe. Nawet nie zerknął na piękne i zadbane kwiaty w ogródku. Na galaretowatych nogach stanął przed drzwiami, a drżącą i zakrwawioną ręką zapukał w nie.
Otworzyła mu piękna kobieta o oczach tak zielonych, że prawie przypominały promień zaklęcia uśmiercającego. Swoje długie, rude włosy związane miała w rozwalający się warkocz, który przerzucony miała na prawe ramię. Widząc nieznajomą twarz, zakrwawioną, przerażoną, wyglądająca jakby przed chwilą stoczyła walkę życia (bo i tak było), jej brwi zmarszczyły się, a dłoń mocniej zacisnęła na różdżce.
- Kim jesteś? – zapytała.
- To nie jest dobry moment – odpowiedział Nick ochryple. – Powiedziano mi, że Dumbledore tutaj będzie. Muszę z nim porozmawiać. Błagam. To pilne.
Widząc jego pełne rozpaczy i bólu spojrzenie, bardzo przypominające spojrzenie pokrzywdzonego szczeniaka, skinęła niepewnie głową i wpuściła Nicka do środka.
- Chodź za mną – powiedziała, prowadząc go do obszernej jadalni, gdzie przy długim stole zasiadało tuzin osób. Rozpoznał ich wszystkich na czele z samym Dumbledorem, teraz wyglądającym niesamowicie młodo. Obok niego siedział Alastor Moody.
- Liluś, kto to? – zapytał James Potter, chociaż Nick miał niesamowite wrażenie, że właśnie widzi Harry'ego.
Kobieta usiadła obok swoje męża, przy okazji mówiąc.
- Powiedział, że musi porozmawiać z profesorem. – Tu skinęła głową ku niem.
- Znamy się młodzieńcze? – zapytał spokojnie Dumbledore.
Nick odetchnął głęboko.
- Powiem za chwilę najgłupszą rzecz, jaką można usłyszeć, ale błagam, spróbujcie mi uwierzyć albo przynajmniej pozwolić wytłumaczyć. Chcę wam pomóc, chcę sobie pomóc. Nie mam złych zamiarów – zarzekł się.
- Do rzeczy! – powiedział Moody, waląc pięścią w stół. Okropna postawa Nicka i jego wygląd wzbudziło w nim wiele podejrzeń.
Nick odetchnął po raz kolejny głośno.
- Nazywam Nickalus Lupin, urodzę się za jakieś dwa lata. Ja i dwójka moich przyjaciół, cofnęliśmy się w czasie, gdy Hogwart w naszych czasach został zrównany z ziemią.

1 komentarz:

  1. zawsze się ciesze gdy po tym jak już przeczytałem mnustwo opowiadań znajduje jakieś nowe, bo przynajmniej mam co robić na wakacjach.

    OdpowiedzUsuń