niedziela, 25 czerwca 2017

Rozdział 2

Alex starała się, jak mogła. Mieszała ze sobą eliksiry, tworząc bardzo ryzykowne mieszanki i wylewała je na poszarpaną i ciągle krwawiącą ranę Harry'ego. Miała tylko jedną sprawną rękę, więc zrobienie wszystkiego dobrze było dla niej niesamowicie trudne. Raz po raz z jej ust wylatywały siarczyste przekleństwa. Harry tracił przytomność i ją odzyskiwał, mamrocząc pod nosem niezrozumiale. Alex patrzyła na niego z litością w oczach.
Tymczasem w domu po przeciwnej stronie ulicy wszyscy wpatrywali się w Nicka niczym w upiora. Nawet sam Dumbledore przybrał dziwny wyraz twarzy, jakby wypowiedziane przez Nicka słowa miały być tylko kiepskim żartem. Natomiast Moody wyglądał, jakby miał się na niego rzucić i posądzić o bycie śmierciożercą.
- Błagam. Mój przyjaciel są ranni - wyszeptał błagalnie.
- Kto będzie następnym ministrem? – zapytał James podejrzliwe, wymachując palcem w stronę Nicka.
- Korneliusz Knot – odpowiedział bez zawahania się.
- Wolne sobie! – odparł Syriusz, który jak do tej pory siedział cicho. – Ten idiota! I kto niby na niego głosował?!
- Na pewno nie ty, skoro siedziałeś w Azkabanie – mruknął.
Syriusz zakrztusił się własną ślinę, a potem spojrzał z wyrzutem na Alastora.
- Dzięki Moody!
Ale Alastorowi chyba puściły nerwy, bo zaczął wykrzykiwać.
- Ten dzieciak kłamie! Pewnie jest poplecznikiem Voldemorta! Powinniśmy go złapać, póki jest okazja...
- Nie mam mrocznego znaku! – sprzeciwił się, pokazując na dowód swoje lewe ramię. – Nie chcę dla was źle!
- Chcesz dla nas jak najgorzej!
- Chcę dla was jak najlepiej!
- Spokój! – zawołał głośno Dumbledore, uderzając otwartą dłonią w stół. W jadalni zapanowała absolutna cisza. – Drogi chłopcze, wybacz Alastorowi jego porywczość...
- Przyzwyczaiłem się – wymruczał, ale dyrektor to zignorował.
- … mówiłeś, że jesteś z przyjaciółmi. Gdzie oni są i jak się nazywają? – zapytał.
Miał już odpowiedź, gdy drzwi frontowe trzasnęły z hukiem i po serio tupotów do jadalni wparowała Alex, ledwo podtrzymując pół przytomnego Harry'ego zdrową ręką.
- To naprawdę bez znaczenia – wydyszała zmęczona. – On potrzebuje specjalistycznej pomocy.
Lily zerwała się jako pierwsza. Nick przejął Harry'ego i zaniósł go do salonu, kładąc na kanapie, gdzie czekała już Lily. Alex pomaszerowała za nimi zamaszystym krokiem, sięgając do apteczki po kolejny eliksir, gdy została delikatnie odepchnięta przez Dumbledore'a, który uśmiechnął się do niej delikatnie i rudowłosą kobietę.
Tylko na chwilę zawiesiła swój wzrok na Lily, czując, że nie ma aż tyle sił do głębszej analizy, a potem wstała. Ignorując ciekawskie spojrzenia, podeszła do framugi drzwi i oparła o nie swoje spocone czoło.
Jeden wdech. Drugi. Zacisnęła mocno zęby i z całej siły przywaliła we framugę wybitym barkiem. Przeklęła bardzo siarczyście, gdy bark wskakiwał na swoje miejsce, a potem jęknęła z niemałą ulgą. Zaśmiała się krótko.
- Kim ty do cholery jesteś? – zapytał Moody.
Spojrzała na niego uśmiechając się pod nosem.
- Nazywam się Black – odparła. – Alex Black.
I nagle wszystkie spojrzenia skierowały się na Syriusza, który pobladł na twarzy. Kiedy James zaśmiał się głośno, Syriusz zrobił bardzo poważną minę. 
- Czy ty...
- Tak – odpowiedziała, biorąc swoją apteczkę i siadając przy stole.
- A ten tam na kanapie? – dopytywał Moody.
Alex spojrzała na Harry'ego z czułością. Był pod dobrą opieką.
- Harry. Harry Potter.
James wypluł kawę, która aktualnie miał w ustach, a Lily prawie upuściła strzykawkę. Dumbledore nakazał jej opanować nerwy.
- Kpisz sobie ze mnie? – zapytał James.
- Nie jestem w nastroju do żartów – odparła Alex sucho i zajęła się sobą. Gdy James powoli skierowała się ku kanapie, by dokładnie przyjrzeć się Harry'emu, ona ściągnęła swój przemoczony płaszcz i rzuciła go na ziemię. Czarna, podarta bokserka, którą miała na sobie, ukazywała wiele. Lewą rękę Alex pokrywały dziesiątki tatuaży głównie przedstawiającą motywy kwiatowe, ale to prawa przykuwała w tym momencie uwagę. Okropna rana, wyglądająca jak od oparzenia, ciągnęła się na niej aż od nadgarstka po ramię. Alex wzięła dyptam i powoli wypuszczała krople esencji na rany.
- Co ci się stało? – zapytał ktoś.
Podniosła wzrok. Mimo iż widziała jego twarz tylko na zdjęciu, rozpoznała go. Gideon Prewett patrzył na nią z zatroskaną miną, obok niego siedział jego brat Fabian.
Alex prychnęła, przypominając sobie, jak nabyła ów dziwaczną ranę.
- Miałam niezbyt miłą konfrontację z moją jakże przewspaniałą ciotką. – Sarkazm w jej głosie był zdecydowanie zbyt wyczuwalny. – Trochę mi nie wyszło no i głupia przeoczyłam fakt, że Bellatrix miała... ma... będzie mieć? Jeden chuj... elektryczny bat. Głupia suka.
- Nienawiść do rodziny odziedziczono w genach – zażartował Fabian, klepiąc Syriusza w ramię.
- Można tak powiedzieć – mruknęła. – Jak się miewa wasza siostra?
- Dobrze – odpowiedział niepewnie Fabian. – Dlaczego pytasz?
Alex wzruszyła ramionami.
- Wiele zawdzięczam tej kobiecie. Po prostu pytam.
- Och.
Gdy cała rana została oblana esencją, zamknęła buteleczkę i rozejrzała się wokół. W salonie przy kanapie stał James, Nick, Lily i Dumbledore. Ich twarze były bardzo skupione i poważne. Przy stole siedział jej ojciec, teraz tak bardzo młody i przystojny, niewyniszczony przez lata przesiadywania w celi w Azkabanie. Fabian i Gideon, Alastor Moody, Alicja i Frank Longbottom, Dedalus Diggle oraz kobieta, którą podejrzewała, że nazywa się Dorcas Meadowes. Jakie to było dziwne uczucie, siedzieć przy stole z osobami, które w jej wspomnieniach były martwe.
- Co za dzień mamy? – zapytała, gdy Lily, Alicja i Dorcas zniknęły w kuchni.
- Piętnasty czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt osiem – powiedział Frank. Alex przeklęła głośno. – To źle?
- Powinniśmy pojawić się wcześniej, gdy byliście jeszcze w Hogwarcie. Tak byłoby prościej. – Westchnęła. – Gdzie Remus? I Peter?
Mina Syriusza tak nagle zrzedła.
- Remus trzyma z Voldemortem, a Peter nie mógł przyjść z powodów rodzinnych – odpowiedział jej Alastor bez żadnego żalu w głosie. Syriusz posmutniał.
- A ja, tak jak już zdążyłam napomknąć, bardzo kocham moją ciocię Bellę – odparła. – Muszę iść – dodała jeszcze, wstając, ale świat w jej głowie wywrócił się do góry nogami. Przewróciłaby się, gdyby Nick nie pojawił się tuż obok.
- Nigdzie nie idziesz. Musisz odpocząć – powiedział, siadając tuż obok.
- Co z nim?
- Wyliże się. Jak to Harry.
Alex prychnęła rozbawiona na to stwierdzenie.
Lily, Alicja i Dorcas przyniosły górę kanapek i ciepłą herbatę. Młoda Black spojrzała na nie z taką wdzięcznością, jakby miała za chwilę paść na podłogę i wycałować im stopy, do czego by oczywiście nie doszło, bo Alex uważa, że ma zbyt wiele godności do takiego gestu.
- Właśnie sobie przypomniałam – powiedziała, przeżuwając pierwszy kęs – że nie jadłam nic od trzech dni, a ta kanapka jest taka pyszna...
Lily posłała jej uśmiech pełen wyrozumiałości.
- Możemy porozmawiać? – zapytał Dumbledore.
- Jasne – odparł Nick. – I tak już namieszaliśmy sobie w czasoprzestrzeni, ale chcielibyśmy, żeby niektóre rzeczy jednak pozostały tylko w naszej świadomości. Dla waszego dobra.
- I my nie będziemy naciskać. Dużo przeszliście z tego, co widzimy.
- Bywało lepiej – odparła Alex.
- Ja przepraszam, ale muszę zapytać – wtrącił się Syriusz. – Czyli Remus nie jest Śmierciożercą?
- Nie siedziałbym tu, gdyby było inaczej – odparł Nick. – Mój ojciec od początku był po waszej stronie w przeciwieństwie do takiego Petera, który jest szpiegiem.
- I przez którego siedziałaś w Azkabanie – dodała Alex. Syriusz był wyraźnie oburzony tym faktem.
- Ale że Peter? – dopytywała z niedowierzaniem Lily. – Ten Peter?
- Od zawsze zadawał się z silniejszymi od siebie – powiedziała, wzruszając ramionami i sięgając po kolejną kanapkę. – Więc zepnijcie tyłki, znajdźcie Remusa i go tu przyprowadźcie. Niech wszyscy będą happy.
Wszyscy popatrzyli po sobie lekko zaskoczeni.
- Jak się tutaj dostaliście? – zapytał Moody.
- Profesor Dumbledore z naszych czasów dał nam taki proszek, który otworzył portal, przez który przeszliśmy, który przeniósł nas tutaj, który sprawił, że z nami rozmawiacie. I nie przejmujcie się, że gadam bez sensu. Najadłam się no i chyba mam wstrząśnienie mózgu, ale spokojnie, bywało gorzej.
Machnęła ręką w tym samym czasie, gdy Nick poklepał ją po plecach. Syriusz skomentował wszystko krótkim:
- Aha.
- Wiecie, jak pokonać Voldemorta? – zapytał Dumbledore, kompletnie pomijając poprzednią wypowiedź Alex.
- Taa – odparł Nick. – Trochę nam nie wyszło to w naszych czasach.
- Ale spokojnie. Teraz będzie dobrze. Nie będziemy działać pochopnie, a na koniec pojedziemy z chłopaki do Vegas na parę dni. Prawda? – Spojrzała na Nicka z nadzieją. – Nick?
- Pamiętasz co się stało, gdy byliśmy ostatni raz w Vegas.
- Eee... nie?
- No właśnie – mruknął.
Alex prychnęła.
- Trudno, pojadę sama.
Nick kompletnie to zignorował.
- Ale wracając do tematu, wszystko by wypaliło, gdybyśmy nie przeoczyli faktu, że Voldemort zawarł pakt z prawdziwymi siłami ciemności, które dosłownie nas zmiażdżyły.
- Jakimi siłami ciemności? – dopytywał Dumbledore.
Przy stole na chwilę zapanowała dość krępująca i wyczekująca cisza. Nick przygryzł wargę, szukając odpowiednich słów.
- Voldemort od samego początku interesował się czarną magią i robił to również po szkole. Dotarł do tak ciemnych zakątków magi, o jakich sobie nie śnicie. Magii, która zniknęła setki lat temu. Zbyt niebezpieczna dla zwykłych czarodziejów, pożądana przez najsilniejszych. Jej moc umożliwia kontrolę nad ciemnością i cieniami się w niej kryjącymi.
Chyba nikt nie rozumiał tego, co przed chwilą padło. Nikt oprócz Dumbledore, którego twarz pobladła, a usta rozchyliły się w zdziwieniu.
- Co to znaczy? – zapytał Fabian. – Co to znaczy?
- To znaczy drogi Fabianie, że jak nie znajdziemy rozwiązania na ten problem, to możemy zacząć kopać sobie groby.
Zapanowała napięta atmosfera. Każdy bał się odezwać. Nick widział ich przerażone twarze. Widział strach, jaki czaił się w ich oczach. Postanowił się odezwać.
- Myślę, że Voldemort w tych czasach wie, czym może dysponować, ale nie chcę tego używać. Jeśli się o nas w jakiś sposób dowie, to z całą pewnością sięgnie po tę magię. Lepiej, żeby tak się nie stało. Pokonanie Voldemorta jest bardzo proste, chociaż wynalezienie tego kosztowało nas wszystkich sporo trudu. Teraz jednak wystarczy odrobina sprytu i będzie dobrze.
- Jak pokonać Voldemorta?
- Panie profesorze – wtrąciła się Lily, zanim Nick lub Alex udzielą odpowiedzi. – Myślę, że ta dwójka ma dość wrażeń jak na parę dni. Są zmęczeni. Potrzebują odpoczynku. Jestem zdania, by porządnie się wyspali. O tym można porozmawiać juto wieczorem.
Alex znów spojrzała z wdzięcznością na Lily. Dumbledore westchnął, przytykając.
- Mogą zostać tutaj? – zapytał, patrząc na właściciela domu.
- Tak, mogą. Chyba. Mogą? – Spojrzał na Lily głupio.
- Mogą – potwierdziła. – Znajdą się jeszcze dwie wolne sypialnie. Harry chyba zostanie na kanapie. Tak będzie dla niego lepiej. Chodźcie, pokaże wam, gdzie są łazienki i wolne pokoje.
- Co za wspaniała kobieta – skomentowała Alex, wstając. Czuła się znacznie lepiej. – Dobranoc. Gdybyście słyszeli w nocy krzyk podobny do obdzierania kota żywcem ze skóry, to się nie przejmujcie, ktoś ma koszmar.
- Alex, ja cię proszę! - oburzył się Nick.
- No co? – odparła, udając, że nie wie, o co chodzi. Lily pokazała im łazienki i dwie sypialnie. Alex ze swojego plecaka wyciągnęła czyste i brudne ciuchy. Te brudne od razu wzięła Lily. Podziękowali jej i po wzięciu przyjemnych kąpieli, padli na łóżka, zasypiając od razu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz