wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział 12

- Mój dom ma stać, gdy wrócę – powiedział James, grożąc wszystkim palcem. Razem z Lily wybierali się właśnie na parę dni do Rzymu. – Wybacz stary, że nie będzie mnie przy pełni – powiedział do Remusa. – Miejmy nadzieję, że eliksir zadziała.

- Zadziała! – sprzeciwiła się Alex. – Czemu miałby nie?!

- Chodźmy już – powiedziała Lily, ciągnąc męża za dłoń. – Bawcie się dobrze.

- Wy też! – odkrzyknęli.

- Tylko bez imprez!

- Nie możemy obiecać! – odparła Alex. Drzwi się zatrzasnęły, a po chwili było słychać dwa trzaski towarzyszące deportacji. – Woah, party! – zawołała.

Minęły dwa dni odkąd Regulus pojawił się w Dolinie Godryka. Za dużo z nikim nie rozmawiał, głównie z Alex, która próbowała go przekonać, by porozmawiał ze swoim bratem i wytłumaczył mu, co za uczucia nim targają. Syriusz jednak nie był do tego ani odrobinę skłonny. Ignorował wszystko, co mówił Reg, chociaż Remus starał się go przekonać, że jest zbyt dorosły na tak dziecinne zachowanie.

- Dobra panowie – powiedziała, zakładając plecak na plecy. – Ja też spadam. Bawcie się dobrze.

- Dokąd idziesz? – zapytał Regulus.

- Muszę sprawdzić pewien trop – wytłumaczyła, kierując się do drzwi. – Przywiozę wam jakieś upominki z Japonii! – krzyknęła jeszcze i zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Japonii? Serio?

Chwilę później Harry udał się na górę pod pretekstem dalszego pójścia spać, Nick i Remus wyszli na dwór, by ćwiczyć dalej kontrolę nad wilkołactwem, a Syriusz... On po prostu nie chciał siedzieć sam na sam razem z Regulusem, więc również skierował się ku wyjściu.

- Porozmawiaj ze mną – usłyszał, zanim zdążył opuścić salon. – Proszę.

Spojrzał na Regulusa. Widział błaganie w jego niebieskich oczach. Westchnął ciężko i usiadł po przeciwnej stronie stołu. W końcu i tak musiałby z nim porozmawiać. Przecież był dobry. Przecież był jego bratem.

- O czym? – zapytał.

- Chcę cię przeprosić. – Syriusz uniósł brwi w zdziwieniu. – Właściwie za wszystko. Za to, że nie stawałam po twojej stronie w niektórych sytuacjach. Za to, że nie reagowałem, gdy rodzice na ciebie wrzeszczeli. Za to, że nie byłem takim bratem jak James. Tyle razy chciałem coś zrobić, podejść do ciebie w szkole na korytarzu i spytać co u ciebie. Ale jestem tchórzem i tylko tyle. Nie chcę, żebyś żył ze mną w wymuszonej zgodzie. Jeśli nie chcesz, to nie traktuj mnie jak brata. Po prostu daj mi szansę, by zostać twoim przyjacielem.

Syriusz zamarł. Nie wiedział, co powiedzieć. Nigdy nie sądził, że Regulus aż tak bardzo przeżył jego ucieczkę, że się bał. Prawdę mówiąc, Syriusz od zawsze myślał, że rozpieszczany przez rodziców jego młodszy brat na nic nie narzekał. Było jednak zupełnie inaczej.

- Myślałem, że wielbisz Voldemrota.

- Może kiedyś, na samym początku, gdy byłem głupszy niż teraz, ale potem żałowałem.

- Więc dlaczego nie przyszedłeś? – zapytał Syriusz. – Dlaczego nie przyszedłeś do mnie? Dlaczego nie wysłałeś jakiegoś listu? Bałeś się mojej reakcji?

Regulus potarł ręce ze zdenerwowania.

- Nie bałem się ciebie. Bałem się ich – wytłumaczył.

Syriusz wstał gwałtownie, pośpiesznie przechadzając się po salonie. Nie wiedział, co robić. Widział skruchę na twarzy swojego brata, a i jego serce zmiękło, gdy usłyszał prawdę. Podszedł do więc do barku, wziął dwie szklanki i butelkę whisky. Nalał sobie i Regulusowi.

- Nigdy nie bój się robić czegoś, co uważasz za słuszne, co pomoże ci doprowadzić do lepszego jutro. Dobrze?

- Jasne – odparł i napili się wspólnie. Nie mogli tego widzieć, ale siedzący na schodach Harry uśmiechnął się szeroko z zadowolenia.

*

Tymczasem Alex powolnym, ale pewnym krokiem przechadzała się po ścieżce w jednym z ogrodów japońskich. Jej celem była ogromna, czerwona świątynia położona na szczycie wzgórza. Idąc tam, nie mogła się nie zachwycać stawikami ze złotymi rybkami czy różnorodnością kolorowych kwiatów, które w świetle zachodzącego słońca, wyglądały majestatycznie.

Było już prawie ciemno, gdy znalazła się przed świątynią i weszła do niej. Wnętrze było równie piękne, chociaż bardziej mroczne. Na końcu sali stał złoty posążek buddy, a przed nim rozstawiono kwiaty. Rozejrzała się wokół, szukając dalszych drzwi, które znalazła w ciemnym kącie. Jej ręka dotknęła klamki, gdy usłyszała kilka obcych jej słów. Spojrzała zaskoczona na niskiego Japończyka w żółtej szacie.

- Nie mówię po japońsku – powiedziała.

Nieznajomy skinął głową.

- Tam nie wolno wchodzić – wytłumaczył.

- Nie obchodzi mnie to. Muszę coś znaleźć.

- Droga pani. – Jego akcent był wręcz śmieszny. – To się nazywa włamanie. Świątynia jest już zamknięta, proszę wrócić jutro, a jeżeli chce pani skorzystać z naszej biblioteki, trzeba się najpierw umówić. Z góry uprzedzam, że nie byle kto może skorzystać z naszych ksiąg.

- Tak jak już mówiłam, nie obchodzi mnie to – powtórzyła, podchodząc bliżej. – Nie mam czasu, by czekać do jutra, bo sprawa jest poważna. No chyba że będziesz tak łaskawy i powiesz mi, co wiesz na temat Księgi Potępienia.

Mina nieznajomego tak nagle zrobiła się poważna, a przynajmniej poważniejsza niż była. Dokładnie lustrował Alex swoim spojrzeniem.

- Nigdy nie słyszałem o takiej księdze – powiedział.

- Doprawdy? – udała zdziwienie. – Bo po twojej minie wnioskuję, że jest inaczej.

- Trzeba pogodzić się z prawdą – rzekł spokojnie. – A teraz proszę odejść i stąd nie wracać.

Ale Alex nie miała zamiaru wychodzić, w każdym razie nie teraz. Zrobiła kilka wolnych kroków w stronę wyjścia, a potem rzuciła się biegiem do mniejszych drzwi. Dziwny Japończyk zawołał za nią, ale ona biegła ile sił w nogach, błądząc między korytarzami.

Słyszała jak ją gonią. Obracała się za siebie, ale nikogo nie widziała. Już tak bardzo zabłądziła, że jedynym rozwiązaniem wydawało się wyskoczenie przez okno i wrócenie z porządną mapą. Na jej drodze pojawiły się jednak podwójne, brązowe drzwi. Uchyliła po cichu jedno skrzydło i weszła do środka.

Jakże wielkie było jej szczęście, gdy spostrzegła, że znajduje się w bibliotece. Nie takiej zwykłej bibliotece. Tutaj przy ścinach stały samurajskie zbroje, półki oblegały w księgi i pergaminy tak stare, że aż dziw, że jeszcze się nie rozleciały. Pośrodku ciągnął się stół, a na samym końcu sali, na kilku stopniowym podeście, na złotym uchwycie leżał samurajski miecz. Podeszła bliżej, przyglądając się dokładnie czarnej rączce i długiej, błyszczącej rękojeści.

Drzwi otworzyły się tak nagle.

*

Harry wszedł do pokoju, który dzielił razem z Nickiem. Było już po południu i oboje leniuchowali, czekając na jakikolwiek wieści od Alex. Nick leżał na łóżku z rękoma podłożonymi pod głowę i wgapiał się z fascynacją w sufit.

- Czemu myślisz o niebieskich migdałach? – zapytał, siadając na parapecie okna. Nick spojrzał na niego dziwnie.

- Nie myślę o niebieskich migdałach – zaprzeczył.

- Ach no tak! Ty zawsze myślisz tylko o Alex. – Nick posłał mu kolejne, piorunujące spojrzenie. – No co? Nie zaprzeczaj, bo oboje dobrze wiemy, że tak jest. – Nick westchnął ciężko. – Może powinieneś z nią porozmawiać?

- I co niby miałbym jej powiedzieć? – odparł. – Że jak ten idiota się w niej zakochałem, ale byłem tchórzem, by jej to powiedzieć? Teraz i tak już jest za późno. Niedługo wszystko się zmieni.

- Do tego jest jeszcze sporo czasu – zauważył Harry.

Nick westchnął ciężko.

*

Z niepokojem patrzyła, jak grupka mnichów zbliża się ku niej, krzycząc coś w swoim języku. Rozglądała się wokół, szukając drogi ucieczki, ale jedynym wyjściem były drzwi po przeciwległej stronie sali.

- Wynoś się stąd! – zawołał jeden.

- Nie mogę – odparła. – Przykro mi. – I chwyciła rękojeść miecza, który rozbłysnął jaskrawym światłem. Wszyscy mnisi jak na rozkaz padli na kolana. Alex patrzyła się na nich z niedowierzaniem. – Wytłumaczy mi ktoś to?

Przez chwilę panowała cisza, dopóki nie podniósł się jeden z mężczyzn, z którym rozmawiała na samym początku.

- Ten miecz należał do pierwszego czarodzieja, który pokonał ciemność – wytłumaczył. – Istnieje pewne podanie, które mówi, że miecz rozbłyśnie światłem jasnym, gdy rękojeści dotknie przodek pierwszego. Będzie on miał moc, by zamknąć ciemność tam, gdzie jej miejsce.

Alex wzruszyła ramionami. Wydawało jej się to niemniej dziwne. Jej rodzina nie pochodziła z Japonii, a przynajmniej ta część, którą zdołała poznać.

- Był tutaj od zawsze? Ten miecz? – zapytała. – I wstańcie. Nie jestem żadną królową.

Mnisi się podnieśli.

- Jeden z naszych braci, dawno temu dostał ten miecz od syna pierwszego. Był wtedy w podróży w Wielkiej Brytanii. Przywiózł go tutaj ze sobą na polecenia syna.

- Jak się nazywał ten syn? – zapytała w pełni ciekawa. – I gdzie księga?

- Syn ów Ian się zwał z rodu Montgomery – rzekł i zamilkł natychmiastowo. – Niestety położenie księgi jest nam nieznane. Nie dotarła tutaj wraz z mieczem. Mówi się, że księgę ukradła najmłodsza siostra Iana, która zniknęła bez śladu.

Co to wszystko miało znaczyć, tego nie wiedziała. Jak się wywinie z tak popapranej sytuacji, też było zagadką, jakby mało ich ostatnio miała. Widziała wiele i nic. Znajomość chociaż nazwiska jej matki byłaby w tym momencie bardzo przydatna. Niestety była w kropce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz