niedziela, 23 lipca 2017

Rozdział 16

Było po dziewiątej rano, gdy dziewięć osób znikąd pojawiło się przed bramą Hogwartu. Alex mocniej zacisnęła swoje dłonie na paskach od plecaka, za którym znajdowała się jej katana, spojrzała na Nicka i Harry'ego i wolnym krokiem ruszyli do przodu. Jak dziwnie było dla nich patrzeć na oświetlony przez promienie słońca zamek, na błonia lśniące zieloną trawą i ogromną płaską powierzchnię jeziora, kuszącą, by do niej wskoczyć. W oddali dostrzegli Hagrida, rzucającego kaczki z kamieni.

Wszystko było takie normalne. W ich głowach zawitały wspomnienia z dnia, kiedy uciekli i ten przerażający widok, który wręcz zlewał się z rzeczywistością. Widok, który nawet teraz kół w serce.

Weszli do zamku i wszyscy bez wyjątku poczuli się jak w domu, prawdziwym domu, w którym nie byli od dłuższego czasu. Huncwotom przypomniały się ich wygłupy, na co nieświadomie się uśmiechali, Lily przypomniała sobie wiecznie uganiającego się za nią Jamesa, Regulus swój pierwszy pocałunek, Dorcas smak swojego ulubionego ciasta pieczonego przez skrzaty.

Weszli do Wielkiej Sali.

- Witamy w Hogwarcie! – powiedział wesoło Dumbledore, widząc swoich starych i przyszłych uczniów. – Cieszę się, że zechcieliście nas odwiedzić.

- To my się cieszymy, że mogliśmy przyjść – powiedziała Lily z uśmiechem.

W tym samym czasie Harry, Alex i Nick zagapili się na osobę, której jeszcze nie mieli okazji poznać w tych czasach.

- Profesor McGonagall! – wykrzyknęli w tym samym czasie, podchodząc bliżej kobiety, która uśmiechała się do nich lekko zakłopotana.

- Od kiedy ma pani czarne włosy? – zapytała Alex w pełni zszokowana tym faktem. Nick spojrzał na nią spod przymrużonych oczu. – No co?

- To było niemiłe – powiedział.

- Nic się nie stało – powiedziała kobieta, a potem na jej twarzy pojawił się szok, bo Harry mocno ją przytulił.

- Przepraszam – powiedział w końcu, prostując ubranie kobiety. – Poniosło mnie, ale nawet sobie pani nie wyobraża, jak bardzo za panią tęskniłem.

James chyba był w większym szoku niż sama profesorka, bo rozdziawił szeroko buzię. Dumbledore uśmiechał się rozbawiony, podobnie jak Syriusz.

- Koniec tych czułości – zauważyła Alex. – Bierzmy się do roboty.

- No tak – potwierdził Harry. – Gdzie tiara przydziału?

Dumbledore wskazał na stół prezydencjalny, gdzie leżała tiara.

- Nie za bardzo rozumiem chłopcze, po co ci szkolna tiara przydziału.

- No jak to po co! – odparł, biorąc starą tiarę w dłonie. – Przecież nie zabiję bazyliszka zaklęciami.

- Bazyliszka? – zdziwiła się Lily. Nieświadomie pojawił się w niej matczyny odruch. Chciała zakazać, robić Harry'emu, cokolwiek chciał zrobić.

- No w Komnacie Tajemnic – odparł i po chwili skupienia trzymał w swojej dłonie srebrny miecz. Uniósł go dumnie do góry, a promienie słońca odbiły się od ostrza. Teraz nawet Syriusz nie krył szoku i zaskoczenia.

- Panie Potter, skąd pan wie, gdzie jest Komnata Tajemnic? – zapytała profesor McGonagall. Harry wywrócił oczami. – I co to za miecz?

- Po pierwsze, pan Potter to mój ojciec. – Tu końcówką miecza wskazał na Jamesa. – Ja jestem Harry. A ten miecz. Ten miecz to...

- Miecz Godryka Gryffindora – dokończył Dumbledore szeptem, nie odrywając wzroku od reliktu.

- No właśnie – potwierdził Harry. – I tylko szanujący go sobie Gryfon może bla bla bla... Bierzmy się do roboty – zwrócił się do swoich przyjaciół. – Ja pójdę do Komnaty Tajemnic...

- Ale gdzie ona jest? – zapytał James.

- ... Nick pójdzie po diadem Roweny do Pokoju Życzeń...

- Diadem? – zapytała zszokowana McGonagall. – Diadem Roweny Ravenclaw?

- I co to jest Pokój Życzeń? – zapytał Regulus.

- Ja wiem – powiedział dumnie Syriusz, a Regulus posłał mu spojrzenie mówiące "nie wierzę, że ty wiesz cokolwiek".

- ...a Alex pójdzie do biblioteki i poszuka tego całego rodu.

- Jak to Alex i biblioteka? – zapytał zszokowany Syriusz. Jemu choćby płacili, to nie przekroczyłby progu żadnej biblioteki.

- No, to wy sobie tu siedźcie, a my wrócimy niedługo – oznajmił Harry i we trójkę skierowali się ku wyjściu.

- Harry! – Dumbledore za nim zawołał. – Poradzisz sobie sam z bazyliszkiem?

- Pewnie! Dwanaście lat miałem i sobie poradziłem to i teraz dam radę – odparł dumnie i cała trójka zniknęła im z oczu za drzwiami.

Lily spojrzała na Jamesa spod przymrużonych oczu.

- Co? – zapytał, nie wiedząc, o co jej chodzi.

- Ma dar do wplątywania się w kłopoty – powiedziała oskarżycielsko.

- I że to niby moja wina? – zapytał.

- Nie, moja – parsknęła. – Pewnie, że twoja!

Syriusz parsknął śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz