niedziela, 23 lipca 2017

Rozdział 18

Alex przemierzała spokojnie drogę, jaka dzieliła ją od biblioteki, gdy zza zakrętu wyskoczyła na nią kotka Norris, prychając głośno. Alex zapragnęła w tym momencie kopnąć ją w tyłek tak bardzo, że urwałby się jej ogon, ale z drugiej strony nadchodził już woźny Filch. Alex pisnęła cicho i pobiegła do najbliższej zbroi, chowając się za nią. Odruch z czasów szkolnych był silniejszy niż zdrowy rozsądek.

Widziała, jak woźny podnosi swoją kotkę i mówi coś do niej, a potem jego wzrok padł na małą czekoladkę na środku korytarza. Ręka Alex momentalnie wylądowała w kieszeni, gdzie powinna się zanodować ów czekoladka. Jedna z ostatnich, które dostała od braci Weasleyów. Z lekkim rozbawieniem patrzyła, jak Filch zjada czekoladkę, a potem odchodzi w pełni zadowolony, mlaskając głośno.

Alex pośpiesznie znalazła się w bibliotece, zaciągając się słodkim zapachem pergaminów i ksiąg. Musiała przyznać, że to miejsce wyglądało bardzo dziwnie bez srogiego spojrzenia pani Pince, bibliotekarki. Podśpiewując sobie, bo mogła, przeszła w dział historyczny. Znalazła interesującą ją sekcję oraz grubachną księgę, którą z trudnością przeniosła na najbliższy stolik.

- Montgomery – mruknęła, kartkując księgę, przy okazji wdychając tonę kurzu. Mimowolnie kichnęła. Chwilę później odnalazła interesujące ją nazwisko i dziesiątki stron o ów rodzinie.

Rodzina Montgomery była bardzo starym rodem, od pokoleń magicznym. Ród wziął swój początek na początku dziesiątego wieku. Abelart Montgomery, syn Jonasza i Eleanory, brat Arona, Lidii, Konstancji i Finna, mąż Genevieve posiadał trójkę synów Iana, Baltazara i Adena oraz dwie córki Barbarę, oraz Łucję. Abelart zmarł w tajemniczych okolicznościach, zostawiając swoje dziedzictwo do podziału dzieciom i żonie, która zmarła kilka miesięcy później na skutek gorączki. Abelart nie doczekał się wnuków od strony synów. Aden oddał się służbie Bogu, Baltazar został rycerzem na królewskim dworze i został zabity podczas jednej z licznych bitew, a Ian zaginął na kilka lat. Podanie mówiło, że znaleziono jego ciało w rzece. Najmłodsza ze sióstr, Łucja, posiadała niezwykły dar uzdrawiania i jasnowidzenia. Została miejscową zielarką i wróżką. Starsza siostra natomiast udała się na drugi kraniec kraju, gdzie wyszła za nijakiego Edwarda Turnera. Na tym wpis się kończył.

Alex zamknęła z trzaskiem księgę i odłożyła ją na miejsce, biorąc inną.

Edward Turner był arystokratą z Londynu i zapałał miłością Barbary Montgomery, którą pojął za żonę. Razem mieli aż dziesiątkę dzieci, bo wychodziły parami. W tym momencie Alex stwierdziła, że to dla niej za dużo. Znalazła w biurku pergaminy oraz pióra i kałamarz, i zaczęła sporządzać drzewo genealogiczne. Musiała dokładnie oczytać losy każdego, cieszyła się, więc gdy Nick przyszedł jej z pomocą. We dwójkę zawsze raźniej niż osobno. Oboje niezmiernie się cieszyli, że większość męskich potomków była na tyle głupia i dawała się zabijać na wojnach i polowaniach. To znacznie upraszczało im pracę.

Dochodziło wpół do pierwszej, gdy Alex zrzuciła kałamarz na ziemię, tym samym rozlewając atrament na podłogę. Jednak nie to ją teraz obchodziło. Zatykała usta dłonią, nie wiedząc co myśleć.

- Alex? – Nick znalazł się tuż obok niej, obejmując ramieniem. – Co się stało? Znalazłaś coś?

- Wiem, kto jest moją matką – powiedziała jedynie. Oczy Nicka zabłyszczały, a potem nachylił się nad księgą.

Kolejni potomkowie Montgomerych, pod nazwiskiem Turner. Antoniusz i Mary mieli tylko pięć córek. Każda z nich została wydana za przyzwoitych mężczyzn. Rogers, Brooks, Collins, Hariss i...

- O mój Boże – powiedział.

- ...Meadowes.

- To... to chyba dobrze, co? – zapytał. Alex wzruszyła jedynie ramionami, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Nick ostrożnie ścisnął jej ramię. Alex czuła się dziwnie. Przez całe swoje życie nie znała nawet nazwiska swojej matki, a teraz ma ją na wyciągnięcie ręki. – Czujesz się zawiedziona?

- Nie – zaprzeczyła szybko. – Dorcas wydaje się naprawdę fajna, tylko... to dziwne uczucie. Nawet nie wiedziałam, że jest moją matką, że jakąkolwiek mam, a teraz... sam rozumiesz.

- Rozumiem – potwierdził, delikatnie głaszcząc ją kciukiem po policzku. W ciszy patrzyli sobie w oczy, uśmiechając się przy tym lekko. – Alex ja...

- Wiem – przerwała mu. Nick zmieszał się. – Wiem o tym, co do mnie czujesz. – Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale znów mu przerwała. – Nie, Harry się nie wygadał. Sama to zauważyłam.

- Przepraszam – powiedział.

- Przepraszasz mnie, że się we mnie zakochałeś? – odparła zdziwiona. – Nie musisz. To ja przepraszam. Mogłam dać ci jakieś znaki, że też nie jesteś mi obojętny, a teraz... – Pokręciła głową, odwracając się.

- Nie jestem ci obojętny? – zapytał, przyciągając ją ku sobie.

- Nigdy nie byłeś – wyszeptała i delikatnie ucałowała go w usta. Serce Nicka zabiło szybciej. – Chodźmy, głodna jestem.

- Poczekaj – powiedział. – Zobacz na to. Znalazłem zdjęcie Barbary.

Spojrzała na starą i zniszczoną fotografię obrazu. Kobieta na nim była dosyć pulchna i dostojna. Alex zmarszczyła brwi, kojarząc skądś kobietę, ale nim Alex zdążyła się dobrze zastanowić, Nick złapał ją za rękę i pociągnął do wyjścia. Kiedy wracali do Wielkiej Sali, Alex spojrzał na jezioro, a bolesne wspomnienie zaatakowały jej głowę.

*

Alex biegła w szaleńczym tempie przez błonia. Czuła, jak krew spływa jej po tyle głowy. Zaklęcia przelatywały jej tuż przed nosem, krzyki mieszały się z tryumfalnymi śmiechami. Przeskakiwała nad martwymi, nawet się nie zastanawiając się, kto to jest.

- Ron! – krzyknęła, widząc jak jej przyjaciel, ciągnięty jest przez wielką kałamarnicę do jeziora.

- Alex! – odkrzyknął, starając się wyciągać do niej ramiona.

Przyśpieszyła, by w końcu rzucić się na ziemię.

- Jest! Mam cię! – powiedziała zwycięsko, gdy udało jej się chwycić jego dłoń. – Już w porządku!

Rzuciła kilka zaklęć w stronę macki. Daremnie. Macka jedynie mocniej zaciskała się wokół pasa Rona, by na koniec oderwać dolną część jego ciała. Głuchy krzyk wydarł się z gardła Alex, gdy macka zabierała część jej przyjaciela na dno jeziora. Oczy Rona zgasły.

*

- Alex? – zapytał Nick. Zamrugała kilka razy powiekami, słysząc swoje imię. – Wszystko dobrze?

- Tak, po prostu coś sobie przypomniałam. Nie ważne.

Wrócili do Wielkiej Sali, gdzie wszyscy pałaszowali już przygotowany obiad. Alex automatycznie rozplotła swoją dłoń z dłoni Nicka.

- Dzięki za pomoc Harry! – powiedziała sarkastycznie.

- Zawsze do usług – powiedział, uśmiechając się przy tym. – Znaleźliście coś?

- Nawet zbyt dużo – mruknęła.

Harry posłał pytające spojrzenie Nickowi, ale ten pokiwał jedynie głową, by nie kontynuować teraz tego tematu. Akurat dobrze się złożyło, bo do Wielkiej Sali wpadł Filch, cały rozzłoszczony. Jego twarz cała pokryta była ogromnymi, czerwonymi bąblami.

Syriusz opluł się kompotem, zanim wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

- To niesprawiedliwe, niedorzeczne i głupie! Kto to zrobił? Przyznać się!

Powiódł wzrokiem po huncwotach.

- Aragusie, myślę, że nie ma powodu obwiniać tych panów, skoro cały czas siedzieli tutaj razem z nami. Sam za to ręczę. – Filch wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. – Chodźmy lepiej do skrzydła szpitalnego. Jakoś się tym zajmę.

I we dwójkę opuścili Wielką Salę. Harry i Nick spojrzeli oskarżycielsko na Alex.

- Nie patrzcie się tak na mnie. To na ja! – broniła się.

- Bo ci uwierzę – odparł Harry.

- To był przypadek! Przysięgam! Zobaczyłam kotkę Norris no i miałam ambitny plan ją kopnąć, ale pojawił się Filch, więc schowałam się za zbroją. Czekoladka sama mi wypadła! Nie moja wina, że ją zjadł!

- Ja nie wierzę – sapnął Nick.

- Co to za czekoladka? – zapytał James.

- Nasi znajomi to wspaniali dowcipnisie. Nie dorastacie im do pięt – powiedział Harry.

- Ejj! – James się oburzył. – Bujać to my, ale nie nas!

Alex, Nick i Harry zaśmiali się w głos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz