niedziela, 23 lipca 2017

Rozdział 19

Z pełnymi żołądkami i uśmiechami na twarzach, Harry, Alex i Nick szli przez szkolne błonia, ciesząc się piękną, lipcową pogodą. Przechodząc obok Hagrida, pomachali gajowemu i przywitali się krótko.

- A niech mnie, cholibka – powiedział, drapiąc się po głowie.

We trójkę weszli w głąb lasu, krążyli po jego obrzeżach, by przez przypadek nie natknąć się na centaury.

- Więc Dorcas jest twoją matką? – zapytał Harry. Alex skinęła głową. – A coś o księdze?

- Nic nie znaleźliśmy – westchnął Nick i zaciągnął się leśnym powietrzem. Dzikość zakrążyła w jego żyłach – Musimy szukać dalej.

- Tylko gdzie?

- Jestem w stu procentach pewna, że widziałam gdzieś tę kobietę – powiedziała. – Tę całą Barbarę. Jej twarz wydawała się jakaś znajoma.

- To zawsze coś – zauważył Harry. Nagle przystanął, rozglądając się wokół. – Gdzie jest Nick?

Ale odpowiedź przyszła sama w postaci wielkiego brązowawego wilka, który przystanął obok nich. Jego tułów sięgał Alex aż do pasa. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, zanurzając dłoń w gęstym i miękkim futrze.

- Brakowało ci tego, co? – zapytała.

Nick warknął cicho na potwierdzenie i wbiegł w las. Alex spojrzała na Harry'ego, ale jego już tam nie było. Zamiast tego między drzewami dostrzegła czarnego kruka. Pokiwała głową rozbawiona i skupiła się na swoim, wewnętrznym zwierzęciu. Poczuła, jak jej kończyny się zmniejszają, świat robi się jakby mniejszy, ale wyrywniejszy. Czuła więcej, słyszała więcej. Bez chwili namysłu ruszyła za wilkiem. Po chwili czarna pantera wyrównała swój bieg z wielkim zwierzęciem.

Minęło sporo czasu, odkąd we trójkę biegali po lesie w swoich zwierzęcych formach, dlatego teraz przeznaczyli ten czas na przeróżne wygłupy. Czuli się wolni. Niezobowiązani do niczego. Byli po prostu sobą samymi i taka rola najbardziej im odpowiadała.

*

Wszystko ustało. Na kilka chwil, ale ustało. Nick zadyszany po szaleńczym biegu wbiegł do Wielkiej Sali. Na ziemi poukładane były zmarli albo to, co z nich zostało. Odszukał w tłumie swoich przyjaciół. Harry i Alex stali przy grupce Weasleyów, wpatrując się w kogoś ze smutnymi minami. Podbiegł tam, przepychając się i zamarł. Twarz Molly Weasley zastygła w szoku. Ciepło w oczach zniknęło, zastąpił je chłód. Pan Weasley szlochał nad ciałem żony. Jej synowie, Charlie, Percy i bliźniacy, jedyni, którzy przetrwali walkę, stali oszołomieni. Ginny leżała tuz obok, okryta białym prześcieradłem. Resztki ciała Rona nadal znajdowały się na dworze.

Nick poczuł ukucie w sercu. Pani Weasley była dla niego jak druga mama i wiedział, że nie tylko dla niego. Alex opierała swoją głowę o ramię Harry'ego i dawała upust łzom. Widział dwa razy w swoim życiu jej łzy. Teraz i zaraz po tym, jak umarł jej ojciec.

Nick odsunął się. Alex momentalnie objęła go w pasie.

- Tak bardzo mi przykro z powodu Remusa – powiedziała.

- Jest w porządku – skłamał. Spojrzała na niego podejrzliwe. – Co ja pierdolę, jest okropnie.

Przytuliła się z powrotem, drugą ręką zagarniając Harry'ego.

- Mam tylko was – wyszeptała. – Obiecajcie, że cokolwiek się stanie, wasza dwójka mnie nie opuści.

- Obiecujemy – powiedzieli w tym samym czasie.

*

Hagrid pędził ile sił w nogach przez błonia i zamkowe korytarze, by wpaść do Wielkiej Sali.

- Panie profesorze to nie do pomyślenia! – powiedział ewidentnie zbulwersowany.

- Hagridzie, co się stało? – zapytał dyrektor, odrywając się od swojego kawałka ciasta z lodami i owocami.

- Panie profesorze w Zakazanym Lesie jest wielki wilk. Kieł, jak zobaczył, to zaskomlał jedynie cholibka i zwiał do domu. Tak nie może być!

Dyrektor zacmokał, gdy Nick wparował do sali.

- Wybacz Hagridzie, jeśli cię przestraszyłem – powiedział.

- To byłeś ty? Cholibka, muszę zapamiętać, by ci w drogę nie wchodzić.

- Na co dzień jestem bardzo przyjazny – wyszczerzył się.

W drzwiach pojawiła się Alex, sekundę później dało się usłyszeć głośny huk. Młoda Black zaoferowana hałasem cofnęła się kilka kroków, a potem wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.

- Brawo Harry! – Zaklaskała kilka razy. – Dziesięć punktów dla Gryffindoru!

Harry pojawił się tuż obok niej, wygładzając sobie spodnie i z miną zadufanego Malfoya, podszedł do Nicka, który kiwał głową z niedowierzania.

- Nie moja wina! Ta zbroja tam nigdy nie stała!

Minęła chwila, zanim Alex zaczęła normalnie oddychać.

- Mamy coś dla ciebie – powiedział Nick.

- Prezent? – zapytał zaskoczony Harry. – Ale to jeszcze nie pora na moje urodziny?

James chciał się spytać, kiedy właściwie Harry ma urodziny, ale Lily walnęła go w tył głowy. Syriusz parsknął.

- Pamiętasz, jak mówiłam, że mój plecak nie ma dna? – zapytała Alex, zanurzając całą rękę w swoim ulubionym bagażu. Harry przytknął. – To więc w czeluściach tego oto plecaka znalazłam coś naprawdę fajnego.

Wyszczerzyła się i wyciągnęła miotłę. Nie byle jaką miotłę. Była to błyskawica.

Harry zapiszczał jak mała dziewczynka.

- Błyskawica? Kochanie? – zapytał z niedowierzaniem i przytulił do siebie miotłę. – Tak bardzo tęskniłem. Nie przejmuj się, tatuś już tu jest.

- O. Mój. Boże. – Tylko na tyle było stać Lily w tym momencie.

- Chodźmy pograć! – zawołał wesoło Harry i popędził w stronę boiska od Quidditcha. Alex i Nick zaśmiali się cicho. Dziewczyna wyciągnęła jeszcze dwie miotły. Swoją błyskawicę i Nimbusa dwa tysiące jeden Nicka. I porywając się dziecięcej radości, jaką sprawiało im latanie, popędzili za Harrym na boisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz