niedziela, 23 lipca 2017

Rozdział 20

Latanie było jedną z tych rzeczy, które Harry pokochał od pierwszego wejrzenia. To niesamowite uczucie, kiedy wiatr targał mu włosy i smyrał policzki, sprawiło, że jego serce biło szybciej z radości. Krążył ponad boiskiem, robiąc różne zwroty i korkociągi. Alex i Nick dołączyli do niego po chwili i mieli ze sobą kafla. Na trybunach pojawiły się znajome twarze ich rodziców i nauczycieli.

- Jak gramy? – zapytał, podlatując bliżej.

- Jeden na bramkę, dwóch trenuje i się zmieniamy – zarządziła Alex. Jako że nikt nie chciał stanąć na obronie, musieli zagrać w kamień papier nożyce. Harry zaśmiał się z wyrazu twarzy Black, kiedy ta ewidentnie przegrała i z markotną miną ustawiła się przed trzema pętlami, mocniej zaciskając rzepy przy rękawicach, które pożyczyła.

- Zagrajmy – powiedział Nick, rzucając kafla w stronę Harry'ego.

Z początku wolne ataki i słabe rzuty, które Alex z łatwością broniła, przeradzały się w coś szybszego i silniejszego. Harry wiedział, że obrona nie jest mocną stroną Alex, która od zawsze grała na ataku. Wiedział również, że Nick w stu procentach lepiej czuje się na pozycji pałkarza. Niestety była ich tylko trójka i musieli sobie jakoś poradzić. Z trybun dochodziły go krzyki, głównie Jamesa i Syriusza.

- Szybki atak – zarządził, podrzucając kafel do Nicka.

Lecieli z zawrotną prędkością, ledwo łapiąc piłkę i odrzucając ją do siebie. Alex skupiła się kaflu, dokładnie obserwując jego lot. Nick jako ostatni odbił kafel w jej kierunku. Czerwonawa piłka pędziła ku niej.

*

Czerwony strumień zaklęcia leciał ku Alex z zawrotną prędkością. W ostatniej chwili udało jej się zrobić unik. Zaklęcie walnęło w ścianę, robiąc w niej dziurę. Bellatrix patrzyła się na nią z furią w oczach. Uśmiech na jej twarzy potwierdził tylko tezę Alex, że jest szalona.

- Kochana ciociu – powiedziała z sarkazmem. – Słyszałaś kiedyś o czymś takim jak pasta do zębów, bo coś mi się nie wydaje.

Twarz Bellatrix spoważniała, a kolejne zaklęcie śmignęło w stronę Alex. Zrobiła unik i sama rzuciła drętwotę, ale jej ciotka osłoniła się tarczą. Ciskały w siebie zaklęciami, przy okazji się obrażając, już od dobrych kilkudziesięciu minut. Obie były nieustępliwe. Alex chciała pomścić ojca, Bellatrix chciała zabić zdrajcę rodziny. Tylko że młoda Black powoli zaczynała tracić siły, co nie umknęło uwadze Lestrange.

- Jesteś taka głupia – wysyczała. – Mogłaś być kimś razem z nami, mogłaś mieć prawdziwą rodzinę. Jeszcze jest czas na przebaczenie. Jeszcze możesz się zdecydować.

- Wolę umrzeć niż uważać cię za rodzinę – warknęła i niezwłocznie rzuciła zaklęcie. Różdżka Bellatrix wypadła jej z dłoni i wylądowała przed nogami Alex, która z satysfakcją nadepnęła na nią.

- Ty! – wrzasnęła. – Jak śmiałaś?! Jeszcze będziesz przede mną klęczeć!

- Przed tobą? – zaśmiała się. – Przed takim psychopata jak ty nigdy!

Bat w dłoni Bellarix pojawił się tak szybko i niespodziewanie, że Alex nie zdążyła zareagować. W sekundę poczuła przeszywający ból na prawym ramieniu, który zwalił ją z nóg. Okrutny śmiech jej ciotki zmieszał się z jej własnym krzykiem, po czym wszystko ustało. Jak przez mgłę widziała, jak Nick obezwładnia kobietę i ogłusza ją jednym zaklęcie.

- Alex! – zawołał, kucając obok niej i pomagając się podnieść. Zlustrował szybko jej ramię, które nie wyglądało za dobrze. – Chodź Alex, musimy iść.

Asekurował ją, gdy ta stawała na własne nogi, chwiejąc się przy tym. Nick oplótł rękę wokół pasa Alex i poprowadził do przodu.

- Czy to pora na plan B? – zapytała.

- Tak – odpowiedział. – To pora. – Zaprowadził ją pustej klasy, gdzie leżał Harry. Z jego boku sączyła się krew. Tuż pod jego nogami leżał czarny plecak. – Dasz radę iść sama? – zapytał. Skinęła jedynie głową, biorąc swoją rzecz. – Dalej Harry, uciekamy stąd.

Dalej wszystko działo się tak szybko. Ucieczka z Hogwartu, przejście przez błonia, deszcz moczący ich ubrania, martwi ludzie, mroczny znak, portal, krzyki, kolejne zaklęcie lecące w jej stronę.

*

Ocknęła się nagle, w ostatniej chwili odbijając pięścią kafla.

- Wszystko w porządku? – zapytał Nick, podlatując bliżej dziewczyny.

- Po prostu na chwilę się zawiesiłam. Sorry. Zmieńcie mnie.

- Ja pójdę – zasugerował i zajął pozycję Alex, która z kaflem w ręku podleciała do Harry'ego. Ten uśmiechał się głupkowato.

- O co ci chodzi? – zapytała.

- Dziwnie się zachowujecie – stwierdził. – Stało się coś, o czym nie wiem?

- Może – mruknęła.

Harry widział, jak na jej policzkach pojawiają się delikatne rumieńce, a usta układają się w uśmiech. Otworzył usta ze zdziwienia.

- Mów do mnie – polecił.

- Tylko się pocałowaliśmy. Koniec tematu.

Harry z wrażenia i szczęścia, jakiego go ogarnęło, spadł z miotły, w ostatniej chwili łapiąc się za kij. Alex zatkała ust dłonią.

- O mój Boże. Pomóc ci?!

- Nie! Nie podchodź!

Już kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji. Na swoim pierwszym meczu w pierwszej klasie, kiedy jego miotła została poddana urokowi. Podobnie jak wtedy, tak i teraz serce biło mu znacznie szybciej, a dłonie kurczowo zaciskały się na miotle. Rozbujał się i z powrotem wlazł na miotłę.

- Nic mi nie jest! – krzyknął, widząc, że osoby na trybunach patrzyły się na niego w przerażeniu. – Nie takie rzeczy się robiło! – dodał. – Pokażmy im Alex, co znaczy prawdziwa gra.

I oboje uśmiechnęli się w ten swój, charakterystyczny sposób.

James, Syriusz i Regulus jeszcze długo nie mogli wyjść z podziwu, jaki nimi wstrząsnął po tym, jak Harry i Alex pokazali prawdziwą klasę.

*

- To było niesamowite – powtórzył po raz kolejny tego wieczoru James. – Nawet ja tak dobrze nie gram!

Za oknem było już ciemno, a korytarze Hogwartu oświetlały pochodnie.

- Widzę, że kogoś zżera zazdrość – skomentował Remus.

Syriusz i James parsknęli.

- A ciebie nie? – zapytał Black.

- Dobrze wiecie, że nie przepadam za Quidditchem.

James pokiwał głową. Znaleźli się przed portretem Grubej Damy. W czasie wakacji hasło nie obowiązywało, więc kobieta bez problemu wpuściła ich do środka, gdzie na kanapach przed kominkiem leżał Harry, Nick i Alex. Na podłodze porozwalane były papierki oraz puste butelki po piwie kremowym. Trójka spała smacznie, a na ich twarzach malowały się delikatne uśmiechy.

- Niech tutaj śpią – powiedział po cichu Remus.

- W końcu są w domu – dodał Syriusz. – Prawdziwym domu.

- Chodźmy – zarządził James. – Powiemy Dumbledorowi i wracamy do Doliny. Jestem jakoś dziwnie zmęczony.

Opuścili pokój wspólny Gryfonów, powiadomi dyrektora o zaistniałej sytuacji i żegnając się, opuścili teren szkoły, by znaleźć się w Dolinie Godryka. Regulus od razu gdzieś wybył, ale tylko Lily wiedziała, że udał się na randkę. Remus poszedł spać, nadal odczuwał zmęczenie po pełni. Potterowie, Syriusz i Dorcas siedzieli jeszcze chwilę w salonie na kanapie, wspominając stare szkolne czasy, dopóki Lily nie usnęła na ramieniu Jamesa. Rogacz wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.

- Nie sądzisz, że między Alex a Nickiem coś jest? – zapytała Dorcas po chwili milczenia. Syriusz zmieszał się lekko.

- Nie zauważyłem – przyznał.

- Wy faceci – mruknęła, wywracając oczami. – Stawiam, że w przyszłości będą razem. Chociaż przez chwilę, ale będą. – Syriusz zmarszczył nos. – No co? Nie podoba ci się ten pomysł?

- Sam nie wiem.

- Nie odpowiada ci rola ojca? – dociekała. Syriusz powoli miał już tego wszystkiego dość.

- Nie byłem na to wcale przygotowany. Bo gdybym wychowywał od początku, to wszystko działoby się stopniowo. A to się stało tak nagle! Puff i już! Nastolatek! Nawet nie wiesz, jak dziwnie się z tym czuję.

Dorcas zaśmiała się cicho, po czym ziewnęła głośno.

- Wybacz.

- Nie szkodzi – odparł, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Nie sprzeciwił się. Podobała mu się ta sytuacja. Nawet bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz