sobota, 8 lipca 2017

Rozdział 6

Odkąd pamiętała, uwielbiała siedzieć na parapecie okno i patrzeć w gwiazdy. Odkąd pamiętała, zimny pokój ze starym materacem i szafą był jej jedynym miejscem, gdzie mogła pobyć sama. Odkąd pamiętała, sierociniec robił jej za dom, nianie za ciotki, inni podopieczni za bracia i siostry. Lubiła bawić się na placu zabaw, wskakiwać w kałuże po deszczu, rzucać się zimą śnieżkami.

Później pojawił się on. Dość młody pan, którego zdaniem nie miał szczęścia do kobiet. Bardzo kochał dzieci i pragnął wychować chociaż jedno, a adopcja wydawała mu się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Alex nigdy nie lubiła tych momentów, gdy wszyscy zbierali się w świetlicy wraz z kilkoma osobami, które pragnęły dziecka. Nidy nie chciała być adoptowana. Pragnęła jedynie odnaleźć swoją prawdziwą rodzinę.

Jednak Michael wydawał się inny. Przyjazny. Polubiła go, a on ją. Nic więc dziwnego, że zabrał ją ze sobą. Dostała nowe ubranka i nowe zabawki. Wieczorem czytał jej do snu, rano robił kakao. Czuła się przy nim jak przy ojcu, ale czy ojciec posunąłby się do czegoś tak strasznego?

Obiad jak zwykle zjedli wspólnie, rozmawiając o tym, jak minął im dzień. Alex opowiadała o dniu w szkole, Michael o tym, jak było w pracy. Kończąc jeść, pobiegła do łazienki. Umyła ręce i ochlapała twarz wodą. W sekundę poczuła się dziwnie... nieswojo, a kiedy spojrzała w lusterko, krzyknęła przerażona. W odbiciu lustra nie widziała siebie. Widziała młodą i piękną kobietę w za małych ubraniach.

Michael wbiegł do łazienki.

- Co się stało? – zapytała przerażona, wtulając się w Michaela.

- Och maleńka – wyszeptał, biorąc Alex na ręce i prowadząc do jej pokoju. – Wszystko będzie dobrze – dodał, kiedy kładł ją na łóżku i powoli pozbawiał ubrań.

Widziała to dziwne spojrzenie, które błądziło po jej ciele podobnie. Czuła jego ręce dosłownie wszędzie. Nawet w miejscach, gdzie nikt jej nie dotykał. Kątem oka dostrzegła, jak odpinał swój pasek, gdy przewracał już na brzuch. Poczuła coś twardego przy swoich pośladkach, coś, co od początku sprawiało jej ból. Wiedziała, że to złe. Wiedziała, że tak nie można. Próbowała się wyrwać, ale on był silniejszy, a ona bezradna. Łzy spływały jej po policzkach.

- Cii maleńka – szeptał jej do ucha. – To przyjemne. Poczuj, jakie to przyjemne.

Wybawca stał się oprawcą.

To trwało dwa miesiące. Na tyle długo, by wytrzeć w duszy małej dziewczynki potężną ranę, która ciągle krwawiła. Nie mogła nic na to poradzić. Nie umiała wytłumaczyć, że nagle staje się dorosła. Po prostu nie umiała. To była magia. Nie mogła tego inaczej wytłumaczyć. Chciała się wyzwolić, chciała, by Michael umarł.

Była ładna, majowa pogoda, gdy niechętnie i na drżących nogach weszła do domu. Ściągnęła buty, odłożyła plecak i poczłapała do salonu. Tam go nie było. Nie było go również na tarasie ani w garażu. Znalazła do w kuchni. Leżał na podłodze w kałuży krwi z poderżniętym gardłem. Jego twarz zamarła jakby w strachu, a oczy przygasły. Był martwy.

**

Ocknęła się nagle, rozglądając wokół. Alex stała pod drzewem przy Grimmauld Place. Słońce znajdowało się już wysoko ponad domami. Co przegapiła w chwili zamysłu? Czy Regulus przez przypadek jej nie umknął? Skupiła się na wejściu do domu. Na jej szczęście brat jej ojca po chwili opuścił mieszkanie, wołając Błędnego Rycerza. Szybko więc teleportowała się na drugi koniec Londynu i machnęła różdżką. Tuż przed nią pojawił się dwupiętrowy autobus.

- Dziurawy Kocioł – powiedziała, wręczając starszemu mężczyźnie galeony.

Regulus siedział na jednym z siedzeń tuż przy przejściu. Był to młody chłopak, ubrany w eleganckie ubrania. Miał bladą cerę, ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy. Wyglądał na bardzo zmęczonego.

Pojazd ruszył gwałtownie dokładnie w tym samym momencie, gdy Alex przechodziła obok. Udała więc, że przez przypadek wysypuje na niego niebieskawy proszek.

- Na brodę Merlina! Przepraszam! – powiedziała, otrzepując go z niego. – Naprawdę nie chciałam.

- Spokojnie – powiedział, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. – Każdemu się mogło zdarzyć. Powiedz mi tylko czy nie wyrosną mi od tego dodatkowe uszy.

- Nie – odpowiedziała, śmiejąc się przy tym. – To proszek do kwiatków. Nic ci od niego nie będzie – zapewniła i przeszła kawałek.

Gdy już usiadła, z kieszeni spodni wyciągnęła pierścień z kamieniem, który aktualnie przybrał niebieską barwę. Tak naprawdę proszek, który na niego wysypała, był ściśle połączony z piękną ozdóbką. Dzięki temu mogła wiedzieć gdzie jest Regulus i jak aktualnie się czuje.

Wysiadła przy Dziurawym Kotle, ale do niego nie poszła. Miała w kieszeniach jakieś dwadzieścia tysięcy funtów, a ona potrzebowała coś zrobić.

**

- Gdzie jest Alex? – zapytała Lily, kiedy podawała kolację. Dochodziła szósta wieczorem i pani Potter zaczęła się martwić tak długą nieobecnością dziewczyny.

- Miała wrócić na obiad – powiedział Nick. – Nie mam pojęcia, gdzie się podziewa.

- Ani ja – dodał Harry. – Nie zdziwiłbym się, gdyby wróciła jutro.

Ale, ku zaskoczeniu Harry'ego, trzasnęły frontowe drzwi i w jadalni pojawiła się uśmiechnięta Alex i najwyraźniej bardzo z czegoś zadowolona. Nick znał ten uśmiech chyba jak nikt inny na świecie.

- Co zrobiłaś? – zapytał podejrzliwe.

- A ten już od razu – odparła, siadając obok. – Nic takiego. Wszystko w porządku. Co na kolację?

- Alex...

- No dobra, dobra – wymruczała i ściągnęła swoją kurtkę. Tak naprawdę nic więcej nie musiała mówić. W miejscu, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się blizna po bacie, teraz widniał czarno czerwony chiński smok. – I jak? - zapytała, szczerząc się wesoło.

- Awasome! – zawołał Harry.

- Naprawdę ci pozwalałem na takie tatuaże? – zapytał Syriusz z lekką nutką niedowierzania w głosie. Owszem, sam miał kilka ozdóbek na ciele, ale nie w tak widocznych miejscach, nie tyle i nie takie kolorowe.

- Łudzi się, że ma coś do w ogóle do powiedzenia w tej sprawie – szepnął do Alex, niby po cichu, Harry.

Alex pokiwała głową, a James zaśmiał się z wyrazu twarzy swojego przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz