sobota, 8 lipca 2017

Rozdział 7

Było naprawdę piękne, sobotnie przedpołudnie, gdy Harry i Alex siedzieli w jednym koncie  ozdobionej kwiatami werandy, dyskutując cicho, a James, Lily i Syriusz w drugim, obserwując Nicka i Remusa trenujących w ogródku.

- Musimy poczekać do końca roku szkolnego – powiedziała Alex cicho, ale stanowczo. – W Hogwarcie są uczniowie. Nie możemy tak po prostu otworzyć Komnaty Tajemnic. Gdyby coś poszło nie tak, zginą ludzie. To nigdzie nie ucieknie.

- Co zresztą horcruxów? – zapytał Harry. – Musimy po nie iść. Trochę szkoda, że aurorzy nie znaleźli nic w dworku Malfoyów, chociaż szukali wszędzie. To oznacza, że Voldemort ma dziennik przy sobie.

- Nie wiemy też dokładnie czy puchar jest w skrytce – zauważyła. – Nie wiemy, czy dał go teraz, czy w naszych czasach.

- Czyli na dobrą sprawę, wiemy, gdzie są trzy – odparł lekko już zrezygnowany Harry. – Oby ten puchar tam był, bo jak nie to mamy trochę przejebane.

- Mnie to mówisz – westchnęła. – Cholera z horcruxami. Jeśli nie znajdziemy księgi, to przegramy. Definitywnie i raz na zawsze.

Oboje zamilkli, odwracając wzrok na Nicka, który właśnie przerzucił Remusa nad barkiem. Remus leżał chwilę oszołomiony, dopóki Nick nie pomógł mu wstać.

- A co z Regulusem? – zapytał Harry. – Musimy go przejąć.

- Wiem. Poczekamy aż wybierze się po horcrux. Wczoraj musiał dostać cruciatusem. - Alex obróciła pierścionek na placu. – Poza tym ma się dobrze - dodała i zerknęła dyskretnie na dwójkę huncowtów i Lily. - Trzeba im będzie powiedzieć.

 Harry przytknął.

- Jeszcze trochę. Chodźmy dzisiaj po pierścień – zaproponował.

- Musimy szukać księgi – sprzeciwiła się.

- Horcruxy też musimy znaleźć – odparł.

- Jak chcesz – powiedziała, wstając i wyszła do kuchni, gdzie musiała dokończyć eliksir. Mimo wrednego nauczyciela, jakim był Snape, bardzo lubiła tę sztukę magii. Jej zdolności zostały docenione dopiero w szóstej klasie, gdy zaczął ich nauczać profesor Slughorn, co było dla niej miłą odmianą.

Ściemniało się, gdy opuścili Dolinę Godryka, pojawić się w wiosce Little Hangleton. Było to urocze miejsce, pełne zadbanych domów i ogródków. Tylko chata na wzgórzu odstraszała. Tam też się udali.

Zarośnięta przez sięgające czasami do rąk pokrzywy i oset, doprowadziła ich pod sam dom, a był on równie zarośnięty, co droga do niego. Bluszcz przedarł się przez rozbite okna do środka, drzwi trzymały się tylko na jednym zawiasie, w dachu widniało kilka ogromnych dziur. Większość ścian porastał mech, a nawet grzyby.

Gdy ostrożnymi krokami wchodzili do środka, trzymali różdżki w pogotowiu. Wewnątrz panowała ciemność oraz odór wilgoci i stęchlizny.

- Lumos – szepnął Harry.

Kowadło nad ich głowami pojawiło się tak nagle, że gdyby spostrzegawcze oko Nicka go nie zauważyło, to już na samym początku zostałyby z nich mokre placki. W ostatniej chwili rozbiegli się na boki, a kowadło spadło do piwnicy, robiąc przy okazji dziurę w podłodze.

Alex przeklęła siarczyście, patrząc w dziurę.

Teraz na wszelki wypadek, trzymali się blisko siebie. Po kolei sprawdzali każde pomieszczenie na parterze, szukając skrytek, w których mógł zostać schowany pierścień, ale im dłużej przebywali w domu, tym większa niechęć do poszukiwań ich ogarniała. Harry był lekko podirytowany faktem, że nic nie mają.

- Och c'mon! – zawołał i machnął różdżką. – Accio pierścień.

Huknęło, błysnęło i trzasło. Trzy krzyki zmieszały się ze sobą i wszystko ucichło.

- Gdzie on jest?! – zapytał Nick, nie widząc Harry'ego. – HARRY!

- Harry! – zawołała Alex, ale nikt nie odpowiedział. – Poradzi sobie.

- A jeśli nie? - zapytał Nick zestresowany.

- Musimy znaleźć pierścień – powiedziała spokojnie. Już dawno przestał zamartwiać się o swojego przyjaciela, który nawet z najstraszniejszej potyczki potrafił wyjść bez szwanku. – Jest zbyt zaradny i sprytny, by dać sobie coś zrobić. Chodźmy na piętro – zarządziła. Nick niechętnie przytknął.

Jednak na piętrze też nic nie znaleźli, chociaż szukali długo.

W tym samym czasie Harry spadał w głąb ciemnego dołu, krzycząc przy tym głośno. Bezkresna ciemność za jego plecami zdawała się nie kończyć, dopóki nie upadł na coś miękkiego. Harry przeklął siarczyście, biorąc różdżkę i świecąc nią wokół. Jego ciało momentalnie zastygło w bezruchu, kiedy dostrzegł, na czym wylądował.

- Czemu to mnie muszę przytrafiać się takie rzeczy? – zapytała retorycznie, obserwując, jak diabelskie sidła ciasno oplątują jego ciało. Poczuł się jak w pierwszej klasie, kiedy razem z Alex, Nickiem i Hermioną szli po kamień filozoficzny. Zaśmiał się krótko. Jaki głupi był, myśląc, że to Snape chce go ukraść.

Harry wziął głęboki oddech i powoli rozluźniał każdą część swojego ciała. Diabelskie sidła pochłonęły go całego i nagle spadł boleśnie na tyłek. Po jego prawej i lewe stronie znajdowały się dwa okrągłe otwory, a wejść do nich można było tylko na leżąco. Tylko w którą stronę iść? Przeciąg podpowiedział mu, że lewo to dobre rozwiązanie.

Tunel, który przemierzał, był ciemny, śmierdzący i mokry. Włosy zwilżały się mu do tego stopnia, że jego perfekcyjna fryzura oklapła. Jego instynkt przez całą drogę prowadził go bardzo dobrze, bo po piętnastu minutach tunel rozszerzył się i Harry wyczołgał się do jaskini.

W oddali chropowate sklepienie ginęło, ale tuż nad jego głową znajdował się sznur, prawdopodobnie prowadzący do studni, którą widział na dworze. Kilkanaście kroków przed nim rozpoczynał się mały stawik emanujący lekko niebieskawą poświatą. Na samym jego środku znajdował się płaski kamień, a na nim leżał pierścień.

Harry dobrze pamiętał jego wyprawę z Dumbledorem po medalion. I tutaj spodziewał się zmyślnej pułapki. By się przekonać, rzucił kamieniem w wodę, a gdy ten ledwo dotknął tafli, wyparował, jakby go w ogóle go nigdy nie było. Harry zmarszczył brwi, kucając przy stawiku. Użyła zaklęcia mrożącego, przywołującego, ognistego, lewitującego i dziesiątki innych, które pamiętał, ale żadne nie zadziałało.

W końcu doszedł do wniosku, że trzeba skorzystać z bardziej tradycyjnych metod. Transmutował patyk w strzałę, drugi w łuk, a kawałek trawy w linę. Po czym wystrzelił strzałę na drugi koniec jaskini. Linę przywiązał do wystającego kamienia i na wszelki wypadek, potraktował ją zaklęciem usztywniającym.

Z lekką dozą niepewności wszedł na linę. Przejście po niej nie było wcale takie trudne, nie takie rzeczy robił na latającej miotle. Problem pojawił się wtedy, gdy musiał przykucnąć i obrócić się w dół, by sięgnąć po pierścień, co udało mu się z niewielkim problemem.

- Tak! – zawołał uradowany, jakby właśnie złapał złoty znicz i schował go do kurtki.

To stało się nagle. Jaskinia zadrżała, a z sufitu zaczęły walić się ogromne kamienie. Harry przeklął głośno, gdy zawracał. W ekspresowym tempie znalazł się przy linie ze studni i zaczął się po niej wspinać. Wspinaczka była długa i męcząca, dlatego, gdy wystawił głowę na powierzchnie i oparł ręce o kamienny murek, prawie padł z wyczerpania.

Tymczasem Alex i Nick, znaleźli się w czymś, co kiedyś można było nazwać kuchnią.

- Może go tutaj nie ma – zasugerował Alex.

- Lepiej znajdźmy Harry – odparł Nick.

Alex wyjrzała za okno.

- Znalazłam! – zawołała. Harry powoli wyczołgiwał się ze studni. Alex i Nick szybko wybiegli na dwór.

- Nic ci nie jest? – zapytał Nick, pomagając Harry'emu wstać.

- Żyje, trochę śmierdzę, czyli jak zwykle.

Alex zaśmiała się rozbawiona.

- Skoro wszyscy jesteśmy cali, to możemy wracać – zasugerował Nick. W końcu opadło z niego napięcie. – Pierścienia poszukamy kiedy indziej.

- Mówisz o tym? – zapytał Harry, pokazując im znalezisko.

- Skąd to masz? – odparł Alex, wyrywając mu pierścień z ręki. – Skąd?

- Znalazłem! – powiedział, dumnie wypinając pierś do przodu.

Wrócili do Doliny Godryka. Harry od razu pobiegł do łazienki, przy okazji przepraszając Lily, że naniósł tyle brudu na podłogę. Dziwna ciecz skapywała z jego z włosów i ubrań. Jednak Lily zdawała się tym nie przejmować. Jednym machnięciem jej różdżki, wszystko było czyste.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz