wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział 9

Mała dziewczynka o ślicznej buzi, długich, brązowych i lekko falowanych włosach oraz dużych czekoladowych oczach, pewnym krokiem przemierzała przez przedział pociągu, ciągnąc za sobą duży kufer. Z nadzieją zaglądała do każdego przedziału, ale w każdym ktoś się znajdował i zwykle byli to starsi uczniowie. Powoli zaczynało ją to wszystko irytować.

Niezmiernie się jednak ucieszyła, gdy w jednym z przedziałów siedział tylko jeden chłopak. Jego kruczoczarne włosy sterczały w każdym kierunku, a zielone oczy podziwiały przesuwający się krajobraz za oknem. Rozsunęła drzwi, a spojrzenie chłopaka przeniosło się na nią.

- Hej – przywitała się. – Mogę się dosiąść? Wszędzie jest zajęte. – Skinął jedynie głowa na znak zgody. Dziewczynka odłożyła swój kufer na jedną z półek i usiadła naprzeciw chłopaka. – Nazywam się Alex Black – przedstawiła się. – A ty?

- Harry Potter.

- Więc, Harry, jesteś kompletnie nowy czy wiesz o magii?

Tak zaczęła się ich rozmowa. Harry opowiedział Alex, jak to był wychowywany przez swoje okropne wujostwo, o tym, jak pół olbrzym Hagrid, który jest gajowym Hogwartu wpadł do drewnianego domku pośrodku morza, w którym spał, by mu powiedzieć, że jest czarodziejem. Opowiedział jej o jego pierwszej wizycie na Pokątnej i o tym, co się dowiedział o swoich rodzicach. Historia Alex wyglądała znacznie inaczej. Podobno, gdy była mała, matka zostawiła ją w domu dziecka, ojca nigdy nie poznała, a jeśli poznała, to go nie pamięta. Nie wiedziała kompletnie nic o swojej rodzinie.

Właśnie rozgadali się na temat szkoły, gdy do przedziału wpadł, wysoki, rudy i piegowaty chłopak. W jednej ręce trzymał dosyć grubego szczura, w drugiej swoją różdżkę. Szata, którą miał na sobie była trochę zniszczona.

- Cześć. Mogę się dosiąść? Moi bracia są wkurzający.

- Pewnie – odpowiedziała z uśmiechem na ustach Alex.

- Jestem Ron Weasley. A wy?

- Alex Black.

- Harry Potter.

Ron rozdziawił buzię ze zdziwienia. Alex nie wiedziała, o co dokładnie chodzi. Dopiero po dość długiej chwili, dzięki tłumaczeniom Rona, jak i Harry'ego, Alex dowiedziała się, że Harry jest sławny. Jako jedyna osoba na świecie przeżył zaklęcie uśmiercające!

Ron okazał się bardzo miłym chłopakiem. Miał pięciu starszych braci oraz jedną młodszą siostrę. Jego ojciec pracował w Ministerstwie Magii, a matka zajmowała się domem. Z tego, co Alex zdążyła zauważyć, rodzina Weasleyów musiała być dosyć biedna.

Ron właśnie tłumaczył im zasady Quidditcha, kiedy w drzwiach stanęła pulchna kobieta o przyjaznym uśmiechu. Wózek, który pchała, zapełniony był po brzegi przeróżnymi słodkościami. Alex i Harry obkupili się w czarodziejskie słodkości, oczywiście częstując Rona. Następne kilkadziesiąt minut spędzili, wyszukując przeróżne smaki w Fasolkach Wszystkich Samków Bertiego Botta. Alex miała przyjemność spotkać fasolkę o smaku woszczyny z uszu. Do końca podróży nie wzięła do ust ani jednej fasolki więcej, ale za to (wraz z Harrym) zdołała zebrać kilka kolekcjonerskich kart z Czekoladowych Żab.

Drzwi rozsunęły się nagle i stanęła w nich dziewczyna. Miała mnóstwo, gęstych, brązowych włosów i wielkie przednie zęby.

- Hej – przywitała się. Jej głos wydawał się lekko przemądrzały. – Można się dosiąść?

- Pewnie – odpowiedziała Alex. – Nazywam się Alex Black. To jest Ron Weasley i Harry Potter.

- Harry Potter? – zdziwiła się, lustrując Harry'ego. – Czytałam o tobie w Dziejach współczesnej Magii, w Powstaniu i upadku Czarnej Magii oraz W Wielkich Wydarzeniach Czarodziejskich Dwudziestego Wieku.

- Naprawdę? Jestem w tych książkach? – zapytał Harry, kompletnie oszołomiony.

- Ojejku, nie wiedziałeś? Gdyby o mnie tak pisali wszystko, bym wynalazła – powiedziała Hermiona.

Dalsza część rozmowy zeszła na szkolne domy. Ron od razu stwierdził, że jak cała rodzina trafi do Gryffindoru. Hermiona o dziwo też tam chciała trafić, chociaż po tym, co mówiła, idealnie nadawałaby się do Ravenclawu. Harry już tyle nasłuchał się o Ślizgonach, że nawet nie chciał myśleć, co by było, gdyby trafił do Slytherinu. Alex na temat domu nie wypowiedziała się wcale. Po prostu chciała poczekać i zobaczyć, co przyniesie jej los.

*

- No, idziemy! – rozległ się ostry głos profesor McGonagall. – Ceremonia przydziału zaraz się zacznie. A teraz proszę stanąć rzędem – poleciała – I iść za mną.

Dziwne uczucie ogarnęło wszystkich pierwszaków. Harry dość niepewnie stanął za Ronem. Za sobą wyczuł Alex. Hermiona szeptała coś do jej ucha. Draco Malfoy, którego zdążyli już poznać, szczerzył się głupkowato.

Wielka Sala była dziwnym, ale wspaniałym miejscem. Oświetlały ją tysiące świec unoszące się w powietrzu ponad czterema długimi stołami, za którymi siedziała reszta uczniów. Stoły zastawione były lśniącymi złotymi talerzami i pucharami. U szczytu stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele. Tam właśnie zaprowadziła pierwszoroczniaków profesor McGonagall i kazała im się zatrzymać w szeregu, twarzami do reszty uczniów. W migotliwym blasku świec wpatrzone w nich twarze wyglądały jak blade lampiony. Tu i tam między uczniami połyskiwały srebrną poświatą duchy. Czując się trochę nieswojo pod tymi wszystkimi spojrzeniami, Harry popatrzył w górę i zobaczył aksamitnoczarne sklepienie upstrzone gwiazdami. Usłyszał szept Hermiony:

- Jest zaczarowane... żeby wyglądało jak prawdziwe niebo... Czytałam o tym w książce o historii Hogwartu.

Trudno było uwierzyć, że jest tam w ogóle sklepienie i że Wielka Sala nie jest po prostu otwarta na niebo.

Harry szybko spojrzał w dół, bo profesor McGonagall ustawiła przed nimi stołek o czterech nogach. Na stołku spoczywała spiczasta tiara czarodzieja, wystrzępiona, połatana i okropnie brudna. Przez kilka sekund panowała głucha cisza. A potem tiara drgnęła. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko jak otwarte usta i tiara zaczęła śpiewać:

Może nie jestem śliczna,

Może i łach ze mnie stary,

Lecz choćbyś świat przeszukał,

Tak mądrej nie znajdziesz tiary.

Możecie mieć meloniki,

Możecie nosić panamy,

Lecz jam jest Tiara Losu,

Co jeszcze nie jest zbadany.

Choćbyś swą głowę schował

Pod pachę albo w piasek,

I tak poznam kim jesteś,

Bo dla mnie nie ma masek.

Śmiało, dzielna młodzieży,

Na głowy mnie wkładajcie,

A ja wam zaraz powiem,

Gdzie odtąd zamieszkacie.

Może w Gryffindorze,

Gdzie kwitnie męstwa cnota,

Gdzie króluje odwaga

I do wyczynów ochota.

A może w Hufflepuffie,

Gdzie sami prawi mieszkają,

Gdzie wierni i sprawiedliwi

Hogwarta szkoły są chwałą.

A może w Ravenclawie

Zamieszkać wam wypadnie

Tam płonie lampa wiedzy,

Tam mędrcem będziesz snadnie.

A jeśli chcecie zdobyć

Druhów gotowych na wiele,

To czeka was Slytherin,

Gdzie cenią sobie fortele.

Więc bez lęku, do dzieła!

Na głowy mnie wkładajcie,

Jam jest Myśląca Tiara,

Los wam wyznaczę na starcie!

Cała sala rozbrzmiała oklaskami i okrzykami, kiedy tiara zakończyła swój śpiew. Potem skłoniła się przed każdym z czterech stołów i ponownie znieruchomiała.

- Więc musimy po prostu przymierzyć ten kapelusz! - szepnął Ron do Harry'ego. - Zabiję tego Freda, opowiadał mi o pojedynku z trollem.

Alex odetchnęła głęboko. Założenie na głowy jakiejś starej czapki brzmiało zupełnie lepiej niż walenia zaklęciami czy cokolwiek innego.

Teraz wystąpiła profesor McGonagall, trzymając w ręku długi zwój pergaminu.

- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku. Abbott, Hanna!

Z szeregu wystąpiła dziewczynka o różowej buzi i jasnych mysich ogonkach, nałożyła tiarę, która opadła jej prawie na nos, i usiadła. W chwilę później...

- HUFFLEPUFF! - krzyknęła tiara.

Przy stole po prawej stronie rozległy się oklaski i okrzyki aplauzu. Hanna podreptała do niego i usiadła, a Harry zobaczył, jak duch Grubego Mnicha macha do niej wesoło.

- Black, Alex!

Alex odetchnęła głęboko i podeszła do stołka. Nie okazując żadnych emocji, założyła tiarę na głowę. Minęła dłuższa chwila, zanim tiara krzyknęła....

- GRYFFINDOR!

Alex z wyraźną ulgą powędrowała do stołu, gdzie rozległy się wiwaty. Kilka osób poklepało ja po plecach i uścisnęło dłoń.

„Bones, Susan" trafiła do Hufflepuff'u. „Boot, Terry" oraz „Bulstrode, Millicenta" znaleźli się w Slytherinie.

- Granger, Hermiona!

Hermiona prawie podbiegła do stołka i szybko wcisnęła tiarę na głowę.

- GRYFFINDOR! - krzyknęła tiara. Ron jęknął.

Okropna myśl ugodziła Harry'ego gdzieś w tył głowy, jak to zwykle czynią okropne myśli, kiedy jest się bardzo zdenerwowanym. A jeśli w ogóle nie dostanie przydziału? A może będzie siedział i siedział na stołku w tej okropnej tiarze, aż w końcu profesor McGonagall zerwie mu ją z głowy i oświadczy publicznie, że musiała zajść jakaś pomyłka i „Potter, Harry" musi wracać do domu...

Kiedy wywołano Neville'a Longbottoma, biedak przewrócił się, idąc do stołka, a potem długo na nim siedział, póki tiara w końcu nie krzyknęła:

- GRYFFINDOR!

Neville zerwał się i odbiegł, wciąż w tiarze na głowie, i musiał wrócić, żeby wśród ryków śmiechu rozbawionej sali oddać ją Morągowi MacDougalowi. Następnie wystąpił dumny i blady Malfoy i natychmiast spełniło się jego życzenie: zaledwie tiara dotknęła jego głowy, wrzasnęła:

- SLYTHERIN!

Malfoy usiadł obok swoich przyjaciół, Crabbe'a i Goyle'a, wyraźnie z tego uradowanych.

- Pozostało ich już niewielu. Moon... Nott... Parkinson... potem para bliźniaczek, Patiil i Patiil... potem Perks Sally Anna... aż w końcu...

- Potter, Harry!

Kiedy Harry wystąpił, rozległy się podniecone szepty, jakby w całej sali wykipiała woda na rozpaloną do czerwoności blachę.

- Potter? Tak powiedziała?

- Ten Harry Potter?

Ostatnią rzeczą, jaką Harry zobaczył, zanim tiara opadła mu na oczy, był gąszcz wyciągniętych głów, bo każdy chciał mu się przyjrzeć. Potem widział już tylko ciemne wnętrze tiary. Czekał.

- GRYFFINDOR!

To słowo tiara wrzasnęła na całą salę. Zdjął ją i na trzęsących się nogach ruszył ku stołowi Gryffindoru. Czuł taką ulgę, że został wybrany i nie trafił do Slytherinu, że prawie do niego nie docierały najgłośniejsze jak dotąd wiwaty.

Percy prefekt wstał i uścisnął mu serdecznie rękę, a bliźniacy ryczeli: „Mamy Pottera! Mamy Pottera!". Harry usiadł naprzeciw ducha w trykocie. Duch poklepał go po ramieniu, co Harry odczuł tak, jakby zanurzył ramię w wiaderku z lodowatą wodą.

Jeszcze tylko cztery osoby nie miały przydziału. „Thomas, Dean", ciemnoskóry chłopiec wyższy nawet od Rona, usiadł przy stole Gryffindoru obok Harry'ego. „Turpin, Lisa", trafiła do Ravenclawu, a potem nadeszła kolej na Rona, który już nie był po prostu blady, ale bladozielony. Harry skrzyżował palce pod stołem, a w chwilę później tiara oznajmiła donośnym głosem:

- GRYFFINDOR!

- Dobra robota, Ron, wspaniale - pochwalił go wspaniałomyślnie Percy Weasley, kiedy „Zabini, Blaise" został przydzielony do Slytherinu. Profesor McGonagall zwinęła pergamin i zabrała Tiarę Przydziału. Harry popatrzył na swój pusty złoty talerz. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo jest głodny. Paszteciki dyniowe należały już do zamierzchłej przeszłości. Teraz powstał Albus Dumbledore. Rozłożył szeroko ramiona, twarz miał rozpromienioną, jakby nic nie mogło go tak ucieszyć, jak widok wszystkich uczniów.

- Witajcie! - powiedział. - Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie! Zanim rozpoczniemy nasz bankiet, chciałbym wam powiedzieć kilka słów. A oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw! Dziękuję wam!

*

Byli już w piżamach, gadając głośno i mimo pełnych brzuchów nadal marząc o kolejnej porcji pysznego ciasta, gdy do ich dormitorium wpadła profesor McGonagall wraz z dosyć wysokim chłopakiem.

- Chłopcy poznajcie proszę Nicklausa Lupina. Został przydzielony do Gryffindoru. Zajmijcie się nim – powiedziała i z cichym dobranoc, opuściła dormitorium.

- Cześć – powiedział niepewnie Nick, podchodząc do ostatniego wolnego łóżka. – Jestem Nick.

- Harry – przedstawił się młody Potter. – A to Ron i Neville.

- Żałuj, że cię nie było – powiedział Ron. – Przegapiłeś wspaniałą ucztę.

- Dlaczego właściwie cię nie było? – zapytał Harry.

- Mieszkałem na obrzeżach Chicago w Stanach Zjednoczonych. Chciałem iść do Salem, ale mój tata uparł się, żebym poszedł do szkoły, którą on skończył. Trochę się spóźniłem, ale Dumbledore już wszystko załatwił.

- Jesteś ze Stanów? – zapytał zaskoczony Neville. – Niesamowite.

- Moja matka stamtąd pochodziła – wytłumaczył, a potem otworzył klapę swojego kufra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz