poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział 29

To, co obudziła Harry'ego pierwszego dnia września, wcale nie było skrzeczącym głosem ciotki Petunii, ani ochrypłym głosem wuja Vernona, to nawet nie był Dudley marudzący wniebogłosy. To było coś innego. Przyjemnego. Ciche pukanie do drzwi, delikatny skrzypnięcia zawiasów i łagodny kobiecy głos oznajmujący:

- Harry, kochanie, śniadanie gotowe.

- Już wstaje mamo – mruknął odruchowo. I nagle wszystko wróciła. Stare wspomnienia zmieszały się z nowymi, dobre ze złymi, złe z dobrymi. Wstał gwałtownie, na sam początek zaliczając glebę z podłogą swojego pokoju. Nie przejął się tym zbytnio. Był w cały w skowronkach. Miał swój własny pokój. Swoje własne ubrania, swoje wygodne łóżko i...w oknie nie było kraty! Uradowany pobiegł do łazienki, wepchnął ostanie rzeczy do szkolnego kufra, pogłaskał swoją śnieżną sowę Hedwigę po dzióbku i zbiegł do kuchni. Dom w Dolinie Godryka znacznie się zmienił od czasu, gdy był w nim po raz ostatni. Nic dziwnego, skoro został doszczętnie spalony.

Wszedł do kuchni. Lily krzątała się przy kuchence, James siedział przy stole i czytając Proroka Codziennego, od czasu do czasu popijał kawę z kubka. Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom. Z wielkim uśmiechem na ustach, usiadł na swoim standardowym miejscu i nałożył sobie tosty. James zerknął na syna znad gazety.

- Ktoś tu ma dobry humor – zauważył.

- A no mam! Taki piękny dzień no i wracam do Hogwartu!

- Dzieci – mruknął Rogacz.

- Ej, jestem już prawie dorosły! – oburzył się Harry.

- Wmawiaj sobie, wmawiaj.

Lily nie mogła ukryć cichego chichotu.

Nie potrafił się nie uśmiechać. To była dziwna radość, której tak po prostu nie dało się nie zamaskować. Był szczęśliwy. Autentycznie szczęśliwy. Miał prawdziwą rodzinę, o której tak marzył. Miał przyjaciół, z którymi spotka się za parę godzin. Jak w takim momencie miał udawać, że jest zwyczajnie, skoro nie było zwyczajnie?

*

Nick wiązał sznurowadła w swoich butach, co jakiś czas ziewając głośno. On też nie potrafił ukryć uśmiechu, który sam wkradał się na jego usta. Siedział w swoim pokoju, w domu, w którym mieszkał od urodzenia i był szczęśliwy.

Zawitał do kuchni, gdzie jego rodzice siedzieli przy stole i jedli śniadania. Remus ukradkiem czytał artykuł w gazecie. Ze swoich starych wspomnień pamiętał, jak Remus opowiadał o urodzie jego matki, ale dopiero teraz mógł przyznać mu rację.

- Dzień dobry – przywitał się.

- Ktoś tu ma dobry humor – zauważył Remus.

- Wracam do Hogwartu. Jak mam się nie cieszyć?

- Ale zostawiasz nas – zauważyła Margaret.

- Zobaczymy się w święta przecież.

Kobieta uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i nalała soku do szklanki, którą podsunęła pod nos syna. Nick uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy swoich przyjaciół. Aż zobaczy Alex.

*

Alex miała znacznie mniej przyjemną pobudkę. Szklanka zimnej wody jednak pobudza jak nic innego. Jej krzyk rozniósł się po domu i zmieszał ze śmiechem Syriusza.

- O Merlinie! Tato, oszalałeś?!

- Trzeba było wstać prędzej. Śniadanie gotowe – powiedział i wyszedł. I wtedy ją olśniło. W jej głowie przez chwilę panował chaos, elementy układanki stworzyły całość. Spojrzała na swoje ręce. Żadna nie była pokryta jeszcze tatuażami. To mogło oznaczać tylko jedno.

Wygrzebała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Szybko wysuszyła i uczesała włosy oraz przebrała się w normalne ubrania, po czym zeszła do kuchni. Grimmauld Place zmieniło się nie do poznania. Ściany były odnowione i pomalowane. Podłoga lśniła i nie skrzypiała. Schody pokrywał ładny dywan, a ściany wokół pokrywały zdjęcia całej rodziny.

Weszła do kuchni z uśmiechem na ustach. Przy stole siedział Syriusz czytający gazetę oraz Dorcas, która...próbowała zmusić jej młodszego brata do zjedzenia śniadania.

- Musisz zjeść – powiedziała kobieta. Damien miał jedenaście lat i właśnie szedł na swój pierwszy rok do Hogwartu. Ewidentnie był tym faktem przerażony. Z wyglądu bardziej przypominał Syriusza, ale charakter odziedziczył po matce. Alex zaś mówiono, że jest typową kobietą z rodu Black.

- Jedz – powiedziała Alex. – Przydział to nic strasznego. No dalej.

Damien niechętnie ugryzł kawałek chleba.

- Coś ty taka wesoła? – zapytał Syriusz.

- A tak sobie – odparła. – Wracam do Hogwartu! Jak się nie cieszyć?

- W końcu będzie spokój w tym domu – podsumował Syriusz i wrócił do czytania gazety. Alex z wrażenia rozlała sok. – HA! W końcu to nie byłem ja!

Alex prychnęła, nalewając sobie nową porcję, w czasie gdy Dorcas machnięciem różdżki uprzątała bałagan. Zjadła na szybko, wsłuchując się w rozmowę swoich rodziców, od czasu do czasu nakazując Damein'owi jeść.

Wracając do pokoju, minęła się z zaspanym Regulusem.

- Wyprowadziłbyś się – powiedział.

- Za parę lat powiem ci to samo – odparł i śmiejąc się z wyrazu twarzy swojej chrześniaczki, zszedł na śniadanie.

*

Harry stał na peronie dziewięć i trzy czwarte w kłębach dymu z lokomotywy oraz towarzystwie swoich rodziców. Uczniowie pchali się do pociągu. Jakaś kobieta tłumaczyła swojemu synowi, że ma się zachowywać. Jako pierwsza pojawiła się rodzina Lupinów. Harry i Nick wyszczerzyli się do siebie. Blackowie pojawili się jako drudzy. Alex nie mogąc się powstrzymać, mocno uściskała chłopaków.

- Wy coś kombinujecie – powiedziała Lily.

- My? – oburzyła się Alex, kiedy chłopcy przybierali miny niewiniątek. – Ależ skądże? Skąd w ogóle te przypuszczenia?

- Niesłuszne do tego – dodał Harry.

Starsi nie mogli powstrzymać śmiechów rozbawienia. Wtedy Alex w tłumie dostrzegła znajomą twarz. Rzuciła wszystko i biegiem ruszyła przed siebie, wpadając w objęcia swojej przyjaciółki.

- Woah, czym sobie zasłużyłam na takie powitanie? – zapytała Hermiona.

- Po prostu za tobą tęskniłam – powiedziała Alex. Następnie panna Granger przywitała się z Nickiem i Harrym. Mimo iż ta dwójka nie była jeszcze parą, Harry miał plan dokonać co w jego mocy, by tak się stało.

Na horyzoncie pojawiła się grupka rudawych czupryn. Nie mogli się powstrzymać od uśmiechów, widząc rozbrykanych bliźniaków. Rona, kłócącego się z Ginny oraz państwa Weasley trzymających się za ręce. Dopiero w tym momencie uświadomi sobie, jak bardzo tęsknili za tą pulchną kobietą.

Ale to nie był koniec. Pojawił się Neville z rodzicami, Luna ze swoim ojcem, Cho Chang z matką, Dean Thomas kupił sobie sowę, która hałasowała straszliwie, Seamus Finngin chwalił się swoją nową miotłą i chęcią dołączenia do szkolnej drużyny. Pogratulowali Katie Bell odznaki kapitana. Cedric klepnął Harry'ego w ramię, kiedy przechodził akurat obok. Gdzieś w oddali Draco Malfoy chwalił się swoją odznaką Prefekta. Nick odruchowo spojrzał na swoją. Hermiona miała podobną.

Lokomotywa zagwizdała głośno. Nadszedł czas pożegnań.

- Napiszcie dobrze SUMy – powiedziała Lily.

- Bądźcie grzeczni – dodał Remus. – W co wątpię.

- I opiekujcie się Damienem – dodał Syriusz.

Ostanie przytulenia i weszli wagonu, znajdując sobie przedział. Lokomotywa ruszyła, a oni wychyleni przez okno, machali rodzicom na pożegnanie, dopóki peron nie zniknął im z oczu. Siedzieli w piątkę. Harry, Alex, Nick, Hermiona i Ron. Ruszyli w drogę do domu. Prawdziwego i jedynego domu.

Syriusz z lekkim uśmiechem na ustach obserwował znikający pociąg. Peron pomału zaczynał się robić pusty.

- Co się tak uśmiechasz Łapciu? – zapytał James.

- Oni pamiętają – powiedział. – Pamiętają wszystko. Widziałem w jej oczach.

- Cóż. W takim razie poudawajmy, że nie wiemy, a oni niech udają, że nie pamiętają – stwierdził Remus.

Cała szóstka z uśmiechami na ustach opuściła peron. Wiedli inne życie. Alternatywne życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz