poniedziałek, 24 lipca 2017

Moja twórczość

Krótka aktualizacja mojej twórczości.






IN SEARCH FOR A BETTER ENDING

Linki:
Wattpad: >LINK<
Blogspot: >LINK<

Opis: Lily Evans znajduje w czasie ferii zimowych w Dziale Ksiąg Zakazanych siedem książek, których wcale nie powinno tam być. Zaskoczona tym, że w tytule pojawia się bardzo dobrze jej znane nazwisko "Potter", pokazuje książki huncwotom, którzy zostali w zamku. Bez zastanowienia zaczynają czytać. Treść książek dostarcza im bardzo wiele przydatnych informacji. Osoby, którym z pozoru nie warto ufać, chcą pomóc, a przyjaciele okazują się wrogami.
Jak wiele dzieli ich od wojny?
Co nakłoniło Regulusa Blacka do zgody z bratem?
Kto wysłał im tajemnicze książki?
Czy uda im się odmienić los?







BETTER LIFE

Linki:
Wattpad: >LINK<
Blogspot: >LINK<

Opis: Voldemort umarł, a czarodziejski świat odetchnął z ulgą. Na miejsce strachu i niepokoju wcisnęło się szczęście i pogoda ducha.
Alex Black od najmłodszych lat wykazuje się ponad przeciętną inteligencją, poczuciem humoru, lekkim sarkazm. Odziedziczony w genach urok osobisty przyciąga do niej wielu potencjalnych kochanków,  co denerwuje Syriusza bardziej niż Minister Magii.
W świecie pozbawionym potencjalnego zła pojawiają się problemy nie mniejsze niż sam Voledmort. Na światło dzienne wychodzą zapomniane sprawy, szykuje się rewolucja medyczna, a skutki dawno wypowiedzianej przepowiedni zaczyna odczuwać wiele osób.
  
  Druga część "In search of a Better Ending". Nie czytać bez zapoznania się z pierwszą częścią.






INNA ALTERNATYWA

Linki:
Wattpad: >LINK<
Blogspot: >LINK<

Opis: Gdy życie przybiera nieoczekiwany tor, czasami trzeba udać się do ekstremalnych środków i postawić wszystko na jedną kartę. Oni tak zrobili. Zaryzykowali całym swoim życiem, by chociaż odrobinę odmienić własny los.

LUB

Co by było, gdyby Harry Potter, syn Remusa i córka Syriusza cofnęli się w czasie, by uchronić rodziców od niekoniecznej śmierci?





OSTATNIE DNI ŚWIATA. APOKALIPSA

Linki:
Wattpad: >LINK<

Opis: Rok 2016. Młoda hackerka Dolly przez przypadek dostaje w posiadanie tajne informacje należące do zorganizowanej grupy przestępczej "The Knights". Tymczasem w Waszyngtonie w Kapitolu dochodzi do zamachu, a dwa dni później ofiarami ataków terrorystycznych zostaje Brytyjski i Europejski Parlament oraz siedziba ONZ. Narasta niechciane napięcie, a media zaczynają spekulować o nadchodzącej wojnie. Kapitan James Allen z nie spokojem każdego poranka włącza telewizor i wygląda za okno. Nie dziwi się, gdy któregoś dnia do drzwi jego domu puka ubrany w wojskowy mundur mężczyzna. Wśród napięcia i spekulacji dochodzi do globalnej wojny, której skutki trudno było przewidzieć...






DEMONY SĄ WŚRÓD NAS

Linki:
Wattpad: >LINK<

Opis: Życie Lorenzo wywróciło się do góry nogami, kiedy poznał dwie zjawiskowe kobiety. Teraz próbuje zrozumieć siebie i swoje postępowania, jednocześnie chcąc odzyskać skradzione zmysły. We wszystkim pomaga mu psychiatra - kobieta, która zdaje się być równie toksyczna, co jego byłe muzy.

Rozdział 29

To, co obudziła Harry'ego pierwszego dnia września, wcale nie było skrzeczącym głosem ciotki Petunii, ani ochrypłym głosem wuja Vernona, to nawet nie był Dudley marudzący wniebogłosy. To było coś innego. Przyjemnego. Ciche pukanie do drzwi, delikatny skrzypnięcia zawiasów i łagodny kobiecy głos oznajmujący:

- Harry, kochanie, śniadanie gotowe.

- Już wstaje mamo – mruknął odruchowo. I nagle wszystko wróciła. Stare wspomnienia zmieszały się z nowymi, dobre ze złymi, złe z dobrymi. Wstał gwałtownie, na sam początek zaliczając glebę z podłogą swojego pokoju. Nie przejął się tym zbytnio. Był w cały w skowronkach. Miał swój własny pokój. Swoje własne ubrania, swoje wygodne łóżko i...w oknie nie było kraty! Uradowany pobiegł do łazienki, wepchnął ostanie rzeczy do szkolnego kufra, pogłaskał swoją śnieżną sowę Hedwigę po dzióbku i zbiegł do kuchni. Dom w Dolinie Godryka znacznie się zmienił od czasu, gdy był w nim po raz ostatni. Nic dziwnego, skoro został doszczętnie spalony.

Wszedł do kuchni. Lily krzątała się przy kuchence, James siedział przy stole i czytając Proroka Codziennego, od czasu do czasu popijał kawę z kubka. Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom. Z wielkim uśmiechem na ustach, usiadł na swoim standardowym miejscu i nałożył sobie tosty. James zerknął na syna znad gazety.

- Ktoś tu ma dobry humor – zauważył.

- A no mam! Taki piękny dzień no i wracam do Hogwartu!

- Dzieci – mruknął Rogacz.

- Ej, jestem już prawie dorosły! – oburzył się Harry.

- Wmawiaj sobie, wmawiaj.

Lily nie mogła ukryć cichego chichotu.

Nie potrafił się nie uśmiechać. To była dziwna radość, której tak po prostu nie dało się nie zamaskować. Był szczęśliwy. Autentycznie szczęśliwy. Miał prawdziwą rodzinę, o której tak marzył. Miał przyjaciół, z którymi spotka się za parę godzin. Jak w takim momencie miał udawać, że jest zwyczajnie, skoro nie było zwyczajnie?

*

Nick wiązał sznurowadła w swoich butach, co jakiś czas ziewając głośno. On też nie potrafił ukryć uśmiechu, który sam wkradał się na jego usta. Siedział w swoim pokoju, w domu, w którym mieszkał od urodzenia i był szczęśliwy.

Zawitał do kuchni, gdzie jego rodzice siedzieli przy stole i jedli śniadania. Remus ukradkiem czytał artykuł w gazecie. Ze swoich starych wspomnień pamiętał, jak Remus opowiadał o urodzie jego matki, ale dopiero teraz mógł przyznać mu rację.

- Dzień dobry – przywitał się.

- Ktoś tu ma dobry humor – zauważył Remus.

- Wracam do Hogwartu. Jak mam się nie cieszyć?

- Ale zostawiasz nas – zauważyła Margaret.

- Zobaczymy się w święta przecież.

Kobieta uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i nalała soku do szklanki, którą podsunęła pod nos syna. Nick uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy swoich przyjaciół. Aż zobaczy Alex.

*

Alex miała znacznie mniej przyjemną pobudkę. Szklanka zimnej wody jednak pobudza jak nic innego. Jej krzyk rozniósł się po domu i zmieszał ze śmiechem Syriusza.

- O Merlinie! Tato, oszalałeś?!

- Trzeba było wstać prędzej. Śniadanie gotowe – powiedział i wyszedł. I wtedy ją olśniło. W jej głowie przez chwilę panował chaos, elementy układanki stworzyły całość. Spojrzała na swoje ręce. Żadna nie była pokryta jeszcze tatuażami. To mogło oznaczać tylko jedno.

Wygrzebała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Szybko wysuszyła i uczesała włosy oraz przebrała się w normalne ubrania, po czym zeszła do kuchni. Grimmauld Place zmieniło się nie do poznania. Ściany były odnowione i pomalowane. Podłoga lśniła i nie skrzypiała. Schody pokrywał ładny dywan, a ściany wokół pokrywały zdjęcia całej rodziny.

Weszła do kuchni z uśmiechem na ustach. Przy stole siedział Syriusz czytający gazetę oraz Dorcas, która...próbowała zmusić jej młodszego brata do zjedzenia śniadania.

- Musisz zjeść – powiedziała kobieta. Damien miał jedenaście lat i właśnie szedł na swój pierwszy rok do Hogwartu. Ewidentnie był tym faktem przerażony. Z wyglądu bardziej przypominał Syriusza, ale charakter odziedziczył po matce. Alex zaś mówiono, że jest typową kobietą z rodu Black.

- Jedz – powiedziała Alex. – Przydział to nic strasznego. No dalej.

Damien niechętnie ugryzł kawałek chleba.

- Coś ty taka wesoła? – zapytał Syriusz.

- A tak sobie – odparła. – Wracam do Hogwartu! Jak się nie cieszyć?

- W końcu będzie spokój w tym domu – podsumował Syriusz i wrócił do czytania gazety. Alex z wrażenia rozlała sok. – HA! W końcu to nie byłem ja!

Alex prychnęła, nalewając sobie nową porcję, w czasie gdy Dorcas machnięciem różdżki uprzątała bałagan. Zjadła na szybko, wsłuchując się w rozmowę swoich rodziców, od czasu do czasu nakazując Damein'owi jeść.

Wracając do pokoju, minęła się z zaspanym Regulusem.

- Wyprowadziłbyś się – powiedział.

- Za parę lat powiem ci to samo – odparł i śmiejąc się z wyrazu twarzy swojej chrześniaczki, zszedł na śniadanie.

*

Harry stał na peronie dziewięć i trzy czwarte w kłębach dymu z lokomotywy oraz towarzystwie swoich rodziców. Uczniowie pchali się do pociągu. Jakaś kobieta tłumaczyła swojemu synowi, że ma się zachowywać. Jako pierwsza pojawiła się rodzina Lupinów. Harry i Nick wyszczerzyli się do siebie. Blackowie pojawili się jako drudzy. Alex nie mogąc się powstrzymać, mocno uściskała chłopaków.

- Wy coś kombinujecie – powiedziała Lily.

- My? – oburzyła się Alex, kiedy chłopcy przybierali miny niewiniątek. – Ależ skądże? Skąd w ogóle te przypuszczenia?

- Niesłuszne do tego – dodał Harry.

Starsi nie mogli powstrzymać śmiechów rozbawienia. Wtedy Alex w tłumie dostrzegła znajomą twarz. Rzuciła wszystko i biegiem ruszyła przed siebie, wpadając w objęcia swojej przyjaciółki.

- Woah, czym sobie zasłużyłam na takie powitanie? – zapytała Hermiona.

- Po prostu za tobą tęskniłam – powiedziała Alex. Następnie panna Granger przywitała się z Nickiem i Harrym. Mimo iż ta dwójka nie była jeszcze parą, Harry miał plan dokonać co w jego mocy, by tak się stało.

Na horyzoncie pojawiła się grupka rudawych czupryn. Nie mogli się powstrzymać od uśmiechów, widząc rozbrykanych bliźniaków. Rona, kłócącego się z Ginny oraz państwa Weasley trzymających się za ręce. Dopiero w tym momencie uświadomi sobie, jak bardzo tęsknili za tą pulchną kobietą.

Ale to nie był koniec. Pojawił się Neville z rodzicami, Luna ze swoim ojcem, Cho Chang z matką, Dean Thomas kupił sobie sowę, która hałasowała straszliwie, Seamus Finngin chwalił się swoją nową miotłą i chęcią dołączenia do szkolnej drużyny. Pogratulowali Katie Bell odznaki kapitana. Cedric klepnął Harry'ego w ramię, kiedy przechodził akurat obok. Gdzieś w oddali Draco Malfoy chwalił się swoją odznaką Prefekta. Nick odruchowo spojrzał na swoją. Hermiona miała podobną.

Lokomotywa zagwizdała głośno. Nadszedł czas pożegnań.

- Napiszcie dobrze SUMy – powiedziała Lily.

- Bądźcie grzeczni – dodał Remus. – W co wątpię.

- I opiekujcie się Damienem – dodał Syriusz.

Ostanie przytulenia i weszli wagonu, znajdując sobie przedział. Lokomotywa ruszyła, a oni wychyleni przez okno, machali rodzicom na pożegnanie, dopóki peron nie zniknął im z oczu. Siedzieli w piątkę. Harry, Alex, Nick, Hermiona i Ron. Ruszyli w drogę do domu. Prawdziwego i jedynego domu.

Syriusz z lekkim uśmiechem na ustach obserwował znikający pociąg. Peron pomału zaczynał się robić pusty.

- Co się tak uśmiechasz Łapciu? – zapytał James.

- Oni pamiętają – powiedział. – Pamiętają wszystko. Widziałem w jej oczach.

- Cóż. W takim razie poudawajmy, że nie wiemy, a oni niech udają, że nie pamiętają – stwierdził Remus.

Cała szóstka z uśmiechami na ustach opuściła peron. Wiedli inne życie. Alternatywne życie.

Rozdział 28

Kiedy Lily obudziła się tego poniedziałkowego poranka, czuła się wyjątkowo dobrze, jak już od paru dni. James spał obok niej, mrucząc coś niewyraźnie przez sen. Lily uśmiechnęła się, delikatnie zgarniając kilka kosmyków włosów, które opadły mu na oczy i po cichu podreptała do łazienki. Włosy związała w luźnego koczka, oszczędziła twarzy makijażu, a na siebie zarzuciła najzwyczajniejszą bluzkę i materiałowe spodenki. Ten poranek, jak i każdy inny, zaczęła od zaparzenia świeżej kawy, której przyjemny zapach pobudził jej zmysł węchu. Następnie odebrała listy od sów i zapłaciła za Proroka. Jednak jeden list znacznie przykuł jej uwagę. Leżał bardziej na uboczu i z całą pewnością nie przyniosła go żadna sowa. Usiadła na krzesełku i go otworzyła.

Drodzy rodzice?

Tak naprawdę nie mamy pojęcia, czy możemy się tak do was zwracać. Jednak ta forma najbardziej wydała nam się za słuszna.

Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że w tym pierwszym życiu mogliśmy was poznać. Poznać was takich, jacy jesteście naprawdę, a nie jak opisywali was inni. To było dziwaczne, ale wspaniałe doświadczenie, które z pewnością byśmy powtórzyli, gdyby nadarzyła się ku temu stosowna okazja. Zdajemy sobie sprawę, że podróże w czasie niosą ze sobą jakieś konsekwencje. Jednak mamy nadzieję, że w tym wypadku los będzie dla nas łaskawy. Chyba każdy z nas potrzebuje choć odrobinę szczęścia.

Dziękujemy, że mogliśmy z wami pomieszkać, że tak normalnie nas potraktowaliście i już teraz dziękujemy za wszystko, co dla nas zrobicie i przepraszamy za to, co zrobimy. Biorąc pod uwagę nasze geny, będziecie dostawać sowy ze szkoły przynajmniej raz na dwa tygodnie. Ale obiecujemy, że ta żarty będą godne potomków huncwotów!

Jest jedna rzecz, o której powinniście wiedzieć. Narodzimy się na nowo, nie będziemy pamiętać o tych rzeczach, co wiedzieliśmy i niech lepiej tak zostanie. Dla naszego i waszego dobra.

Bądźcie zdrów i do zobaczenia!

Harry, Alex i Nick

ps. Czy możecie przechować mój miecz? Zostawiłam go w swojej sypialni. Alex

Lily zaśmiała się krótko. Nawet nie zauważyła, że się rozpłakała.

- Lily? Co się stało? – zapytał James, podchodząc bliżej żony i przytulając ją.

- Nic, po prostu odeszli – pokazała mu list.

- Wrócą – powiedział. – Na pewno.

Tymczasem przyszłe pokolenie huncwotów siedziało na ławce w parku i przyglądało się ludziom śpieszącym do pracy lub biegaczom. Jakoś niechętnie zbierali się do wrócenia. Bali się, że coś poszło nie tak i koszmar będzie trwać nadal.

- Może trzeba było jednak napisać, że w którymś momencie wszystko sobie przypomnimy – powiedział Nick.

- Nie – odparł stanowczo Harry. – Niech myślą, że nie wiemy.

- Tak będzie lepiej – dodała Alex.

Harry wstał, sięgając po proszek z niebieskiego woreczka, który trzymał. Chciał nim sypnąć, ale Alex złapała go za rękę. Spojrzał na nią pytająco.

- Może możemy jeszcze trochę zostać – zasugerowała niepewnie. Harry wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Nickiem. – Huh?

- No dobra, chodźmy do Vegas – odparł, wiedząc, co chodzi po głowie jego przyjaciółce. Alex pisnęła wesoło, łapiąc swoich przyjaciół za dłonie i teleportując wprost do Las Veagas. Tutaj był jeszcze środek nocy, a oni oddali się kasynowemu szaleństwu.

Dwa dni, sporą ilość alkoholu, wiele żetonów, wygranych i przegranych gier później, stawili się o świcie przed Hogwartem z zadowolonymi minami.

- Udało nam się – powiedział uradowany Nick. – Miejmy nadzieję, że porządnie, a nie chwilowo.

- Porządnie – powiedział Harry. – Porządnie.

- Zanim się pożegnamy. Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała niepewnie i zwróciła się ku Harry'emu. – Pamiętasz, jak gdzieś od połowy czwartej klasy Snape zaczął ci dawać szlabany za nic?

- Noo – mruknął, przypominając sobie tamte chwile. Jeszcze bardziej nienawidził wtedy Snape'a. – Nie da się ukryć, że takie coś było.

- To byłam ja.

- Przepraszam?

- Nie to ja przepraszam.

- Nie rozumiem – przyznał.

Alex odetchnęła ciężko.

- Za każdym razem, gdy Snape przyłapywał mnie na czyś, czego nie powinnam robić, mówiłam mu „Proszę pana, ale to Harry", a on wtedy „Potter? I wszystko jasne!" I szedł wlepić ci szlaban.

Szczęka Harry'ego prawie dotknęła ziemi. Nick śmiał się cicho w rękaw swojej bluzy.

- No dobra, wybaczam ci.

- Dzięki! – pisnęła i go uściskała, po czym zwróciła się do Nicka. Szykował się na najgorsze. – Zgapiłam od ciebie SUMy z Historii Magii, dlatego dostałam W! – wykrzyknęła.

Ale obaj zaśmiali się w głos.

- Oj, Alex – powiedział Nick, łapiąc ją za ramiona. – To niemożliwe. Siedziałaś dwa rzędy w prawo i pięć siedzeń za mną. Nie mogłaś ze mnie zgapić, kochanie. To niemożliwe.

Ale Alex znów odetchnęła ciężko.

– Wymyśliłam zaklęcie, które sprawiło, że kopia twojego arkuszu pojawiła się na mojej ławce i mogłam widzieć, co piszesz! – powiedziała szybko, prawie opluwając się przy tym śliną.

- Przepraszam?

- Nie to znów ja przepraszam.

- Mogę wiedzieć, dlaczego się ze mną nie podzieliłaś tym odkryciem?! – zapytał Harry ewidentnie oburzony faktem, że został w taki sposób wystawiony przez swoją przyjaciółkę.

Ale Alex jęknęła zdesperowana i porwała ich w uścisk.

Po kilku długich minutach portal był otwarty. Młoda Black ucałowała mocno Nicka na pożegnanie, a ten z lekką niepewnością przeszedł na drugą stronę. Potem uściskała ostatni raz Harry'ego i poszła w ślad Lupina. Harry jeszcze chwilę stał w miejscu, wpatrując się w Hogwart. Niedługo tu wróci i z całą pewnością będzie pod wielkim wrażeniem tej budowli.

- Do zobaczenia – powiedział do siebie i sam zniknął w portalu, który się za nim zamknął.

Tego samego poranka stały się jeszcze dwie inne rzeczy.

Molly Weasley właśnie skończyła wieszać pranie, gdy w progu swoich drzwi dostrzegła coś nietypowego. Była to dość duża sakiewka, obok której znajdował się list. Niepewnie zajrzała do środka sakiewki, która po brzegi wypełniona była Galeonami. List był krotki, ale treściwy.

Kochana Pani Weasley!

Mimo licznej gromadki swoich dzieci traktowała nas pani jak swoje kolejne potomstwo, a i my traktowaliśmy panią jak drugą matkę. Zrobiła dla nas Pani bardzo wiele rzeczy, za które chcielibyśmy teraz podziękować. Te pieniądze są dla Pani i całej rodziny Weasleyów.

Do szybkiego zobaczenia

Nick, Alex i Harry

Molly uśmiechała się w ten ciepły i typowy tylko dla niej sposób. Mimo iż nie miała okazji osobiście poznać tej trójki, była im w tym monecie równie wdzięczna, co oni jej.

Tymczasem Remus zamaszystym krokiem wszedł na ulicę Pokątną, przy okazji na kogoś wpadając. W ostatniej chwili zareagował, łapiąc kobietę za rękę.

- Przepraszam – powiedział, przyglądając się jej. Była piękna. Blond włosy sięgały jej prawie do pasa. Niebieskie oczy były duże i hipnotyzujące. – Zagapiłem się.

- No to nie tylko pan – zaśmiała się.

- Jaki tam ze mnie pan – odparł. – Jestem Remus.

- Margaret – odpowiedziała, ściskając jego dłoń.

Oboje wiedzieli, że to nie będzie tylko przelotna znajomość.

Rozdział 27

Z przerażonymi minami patrzyli po sobie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Napięcie było bardzo wyczuwalne. Powietrze zgęstniało. Były to ostatnie sekundy ciszy przed nadchodzącą, gwałtowną burzą.

Alex zrobiło się ciemno przed oczami. Zachwiała się i upadła. Nick prędko znalazł się przy niej, klepiąc delikatnie w blady policzek. Tak wiele w tym momencie mogło pójść źle, tak wiele mogło się spieprzyć, choć są tak blisko końca.

Odskoczył jak oparzony, gdy Alex otwarła swoje czarne jak węgielki oczy. Podniosła się z gracją, lekko sztywno i rozejrzała. Ciemne kłęby chmur powoli wlatywały do środka przez wybite okna.

- Uciekajcie stąd – nakazała, ale wszyscy wgapiali się w nią ze strachem. – JAZDA!

Dumbledore ocknął się pierwszy, mówiąc zakonowi, by wyszli. Alex nie zwracała już na nich uwagi. Dorwała się do siedmiu ksiąg, które szybko zaczęła kartkować.

- Idź Nick – powiedziała, nawet na niego nie patrząc. – Poradzę sobie.

- Wiem – przyznał. – Ale nie wiem, czy ja sobie poradzę – dodał i odszedł.

Koszmar rozpoczął się w kilka minut. Zaklęcia mieszały się ze sobą. Inferiusy kroczyły po błoniach żądne krwi. Do akcji włączyło się ministerstwo. Świadomość, że większość z nich opowiedziała się po stronie Voldemorta, była najgorsza. Śmierciożercy wdarli się do zamku, a setki cieni snuły po błoniach wprost na zamek.

Harry z rozpaczą patrzył na to wszystko.

- A ty jeszcze tutaj! – Obrócił się, słysząc Jamesa. – Sprawdziłem na mapie. Voldemort czai się w Zakazanym Lesie.

- Dzięki – mruknął niepewni.

- Dasz radę. W końcu masz nazwisko Potter.

Klepnął go w plecy i Harry uśmiechnął się lekko.

- Zrób coś dla mnie i nie daj się zabić.

- No gdzie! W końcu ja też jestem Potter.

Oboje uśmiechnęli się krótko i rozeszli w swoje strony.

Biegł korytarzami, obserwując, co się dzieje. Im niżej schodził, tym walki były częstsze, gwałtowniejsze i krwiste. I chociaż nigdzie nie dopatrywał się żadnych zwłok, obawiał się, że za chwilę będzie ich tu całkiem sporo. Dla bezpieczeństwa zarzucił na siebie pelerynę niewidkę. Gdy zbiegł do sali wejściowej, liczył zastać tam Alex albo Nicka, ale tej dwójki tam nie zastał. Siedem ksiąg również zniknęło. Za to roiło się od czarnych peleryn śmierciożerców. Dumbledore stał na czele tego wszystkiego, ciskając potężnymi zaklęciami. Chwilę po prostu tak stał, wpatrując się w to wszystko, a potem ruszył dalej przed siebie.

Dyszał ciężko od pyłu, jaki unosił po korytarzach, dlatego z nie małą ulgą znalazł się na dziedzińcu szkolnym, ale tam odbywała się jeszcze dziwniejsza scena. Rodzina Black zwróciła się ku sobie. Harry doznał niemałego szoku, gdy dostrzegł Bellatrix trzymającą z Syriuszem i Regulusem, dopiero po chwili skojarzył, że to Andromeda, a nie Bella. Jej w ogóle tutaj nie było.

- Regulus, Regulus jak mogłeś? – pytał z wyrzutem Orion. – Myślałem, że nie jesteś taki jak on?

Jakby od niechcenia wskazał na Syriusza.

- Od zawsze byłem taki jak mój brat, tylko byłem zbyt tchórzliwy, by się do tego przyznać. Teraz nie stchórzę!

- Regulus! – zaskrzeczała Walburga. – Regulus jeszcze nie jest za późno. Czarny Pan ci wybaczy. Po prostu chodź z nami.

- Voldemort... tak nie boję się wymawiać tego imienia... umrze jeszcze dzisiaj, ale skoro jesteście na tyle głupi, by trzymać razem z nim, a nie z własnymi synami to proszę bardzo. Wasz wybór.

Harry wiedział, że powinien właśnie pędzić do Zakazanego Lasu, ale nie umiał oderwać wzroku od tej sytuacji, która była nie mało ekscytująca.

- Narcyzo – wyszeptała Andromeda w kierunku swojej siostry. – Nie musisz tego robić. Pomogę ci.

- Przyszłam tu tylko dlatego, by spróbować odzyskać swoją siostrę i przekazać ci, że Bellatrix nie żyje. – Ta wiadomość ewidentnie zaskoczyła wszystkich. Nawet Harry'ego. – Ktoś potraktował ją wyjątkowo brutalnie. Wyrwano jej serce. – I Harry już wiedział, że to zrobiła Alex.

- Nie miałam pojęcia – wyszeptała Andormeda. – Mimo iż nie miałyśmy ze sobą dobrych kontaktów, to straszne.

- Koniec tego cnotliwego gadania! – wykrzyknął Orion. – Decyduj się albo walczmy!

Syriusz wymienił porozumiewawcze spojrzenie ze swoją kuzynką, która skinęła jedynie delikatnie głową. Sześć promieni z różdżek zderzyło się ze sobą, tworząc huk. Wszystko wokół zatrzęsło się gwałtownie. Harry o mało co się nie przewrócił.

Rodzina Black toczyła między sobą bitwę na śmierć i życie. Zielone promienie Avad uderzały w słupy i ściany. Harry wycofał się o parę kroków, by nie dostać jedną przez przypadek. Orion tak zawziął się na Syriusza, że ten nie miał zbyt dużego pola manewru. Walburdze udało się ogłuszyć Regulusa, tym samym łapa znalazł się między młotem a kowadłem. Harry'ego zamurował. Nawet nie zdążył zareagować, gdy zielony promień wyleciał z różdżki Walburgi, lecąc ku Syriuszowi. Świat jakby na chwilę zamarł. Harry'emu przeleciały przez głowę tysiące myśli, gdy ściągał z siebie pelerynę i biegł ku Syriuszowi. Ale Harry zapomniał o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Syriusz był huncwotem. W ostatniej chwili padł na ziemię, a promień ugodził Oriona w pierś. Walburga krzyknęła w głos, podbiegając do swojego męża.

Harry patrzył się w to wszystko kompletnie oszołomiony.

Tymczasem Nick był świadkiem kompletnie innej sceny. Stał w cieniu wielkiej platformy Saturna na wieży astronomicznej, gdzie James i Remus przyciskali do barierki przestraszonego Petera.

- Dlaczego Peter? – zapytał z wyrzutem James. – Byliśmy przyjaciółmi. Ufaliśmy sobie, a ty tak po prostu nas zdradziłeś. Dlaczego?

Peter nie powiedział nic.

- Powiedz coś – odparł Remus. – Powiedz. Te wszystkie lata nic dla ciebie nie znaczyły? Te wszystkie żart, szlabany, nauka animagi. To było nic?

- Nie rozumiecie – powiedział. – On jest zbyt potężny. Nie wiecie wszystkiego.

- To nie wyjaśnia, dlaczego zdradziłeś przyjaciół! – krzyknął James. – I wiemy więcej, niż ci się wydaje Glizdogonie.

Przez długą chwilę mierzyli się spojrzeniami. Nick z niecierpliwością oczekiwał dalszego rozwoju wypadków.

- Przykro mi – powiedział Peter.

- Nam też – odparł James. – Nam też.

I popchnął Petera, a ten wyleciał za barierkę. On i Remus stali jeszcze chwilę w miejscu, patrząc się w przestrzeń, a potem biegiem ruszyli ku wyjściu. Nick niepewnie wychylił się zza Saturna i podszedł do barierki. Kilka Inferiusów dobrało się do mokrej plamy, która została z Petera. Nick odetchnął ciężko i sam pobiegł ku schodom.

Harry'emu udało się wyjść na błonia. Nigdzie nie widział cieni, a to mogło oznaczać, że Alex jakoś sobie radzi. Mimo to wciąż toczyła się wojna. Śmierciożercy kontra zakon. Dobra kontra zło. Pośpiesznie przeszedł obok spalonej chatki Hagrida i wszedł las. Tutaj jak na złość było spokojnie, nazbyt spokojnie.

- Dokąd to?

Podskoczył ze strachu. Oskarżycielskie spojrzenie poleciało w kierunku Alex, zaraz po tym, jak zdjął pelerynę.

- Wystraszyłaś mnie – powiedział.

- Sorry – mruknęła. – Jeśli chcesz go pokonać, musisz iść ze mną. Dopóki jest w nim ciemność, nic nie wskórasz.

Mam rozumieć, że masz plan.

Alex przytknęła. Harry'ego niepokoiło jej dziwne zachowanie, jednak zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciółka jest teraz pod wpływem czegoś potężniejszego.

- Wszyscy śmierciożercy walczą, ale ma kilku przy sobie. Ja muszę podejść jak najbliżej niego. W tym czasie ty musisz zabić węża. Później zostanie już tylko Voldemort.

Właściwie to był żaden plan i Harry po prostu miał grać na zwłokę.

Podeszli jak najbliżej polany, gdzie znajdował się Voldemort i przykucnęli za krzakiem. Otaczało go pięciu śmierciożerców. Alex spojrzała znacząco na swojego przyjaciela i ostrożnie odeszła kilkadziesiąt kroków w bok. Harry odetchnął głęboko i delikatnie zatrząsł krzakiem. Nagini wijąca się u stóp swojego pana zasyczała i powoli podpełzła w tamtym kierunku. Po raz drugi zatrząsł krzakiem. Wąż nastroszył się, w każdej chwili gotów do ataku. Krzak zatrząsł się po raz drugi. Nagini skoczyła w tamtym kierunku.

W ostatniej chwili zdążył uskoczyć na bok, ale to zaalarmowało innych. Na jego szczęście Alex, stała już tuż za Voldemortem. Jej oczy przybrały czarną barwę. Machnęła ręką, a śmierciożercy padli na ziemię, jakby zemdleni. Czarny Pan odwrócił się zaskoczony. Młoda Black uśmiechnęła się jedynie z zadowolenia i przytknęła swoją dłoń do jego czoła.

Harry tymczasem starł się nie paść ofiarą jadu węża i unikał go, jak tylko mógł. Nie potrafił wyczuć odpowiedniego momentu do tego, by zaatakować.

- Chodź tutaj – mruknął.

Następnie stało się kilka rzeczy. Harry jakimś dziwnym sposobem uciął głowę Naginii, a ta jakby rozpłynęła się w powietrzu. Jednak zamach, jaki wziął Harry, był na tyle silny, że miecz wypadł mu z dłoni, lecąc ku Voldemortowi i wbijając się w jego klatkę piersiową. Czarny Pan zawył, a następnie osunął się na ziemię, podobnie jak Alex.

Harry, dysząc cały, podbiegł do dziewczyny, starając się ją ocucić. Uchyliła swoje powieki w tym samym czasie, gdy zza chmur zaczęło pojawiać się słońce. Ptaki z lasu ćwierkały wesoło, ciemne chmury przybrały białą, milszą barwę. To był znak, że zło odeszło.

- Nie żyje? – zapytała.

- Nie – potwierdził. – Udało nam się.

Pomógł jej wstać. Z pozbawionymi wyrazami minami spojrzeli na martwe ciało Voldemorta. W tej chwili można było rzec, że Toma Riddle'a pokonał ślizgoński spryt i huncowckie szczęście. Wojna była skończona. Wygrali.

*

Był wieczór i chociaż niektórzy pragnęli tylko poleniuchować, nie było im to jednak dane. W Ministerstwie zapanował chaos, chociaż Dumbledore próbował nad tym jakoś zapanować. Kilkudziesięciu aurorów kursowali między Hogwartem i Azkabanem, gdzie wsadzali śmierciożerców. Ich procesy miały ruszyć zaraz po tym, jak sytuacja w Londynie się jakoś ustatkuje. Dużo osób zostało jednak w Hogwarcie. Siedzieli przy stołach i opowiadali sobie o wojnie.

Nick patrzył na to wszystko z lekkim uśmiechem na twarzy. Wszystko dobrze się skończyło. Nie ponieśli żadnych, niechcianych strat. Było lepiej, niż przypuszczał. Harry usiadł tuż obok niego, ewidentnie zmęczony.

- Jak się położę, to będę spał przez dwa dni – podsumował. – Wszystko w porządku?

- Tak, jak najbardziej. Po prostu byłem świadkiem pewnej sceny na wieży astronomicznej. Mój i twój ojciec dorwali się do Petera, a na koniec James wyrzucił go przez barierkę. To było trochę przerażające.

Harry milczał chwilę.

- Widziałem, jak Walburga przez przypadek zabiła Oriona. Dowiedziałem się również, że wczoraj ktoś wyrwał Bellatrix serce. Oboje dobrze wiemy, że to była Alex.

- Lepiej tego nie rozgłaszajmy – rzekł. – Ta księga ją zmieniła. Swoją drogą, gdzie ona jest?

Harry wzruszył jedynie ramionami.

Alex stała u brzegu Zakazanego Lasu, tuż przed ogromnym ogniskiem i co chwila dorzucała do niego po jednej księdze. Wolała spalić to wszystko niż żyć w lęku, że koszmar powróci, że któregoś dnia, ta niebezpieczna broń trafi w czyjeś brudne łapska. Jak to się mówi, przezorny zawsze ubezpieczony.

Rozdział 26

W zielonych oczach Lily odbijał się ogień. Wszystko wokół niej chłonięte było przez ogromne płomienie w kolorze oślepiającej żółci i czerwieni. Na ciemnym niebie unosił się szmaragdowy mroczny znak. Zaklęcia ciemnej i jasnej strony mieszały się za sobą.

- Wszystko w porządku? – zapytał James, dokładnie doglądając swoją żonę. Skinęła jedynie głową. – Okay, zarzucili barierę anty deportacyjną. Musisz tylko za nią wybiec i teleportować się do Hogwartu. Tam będziesz bezpieczna.

- Oszalałeś?! – wrzasnęła. – Jesteś naprawdę głupi, skoro myślisz, że cię zostawię samego!

James pocałował ją nagle i gwałtownie. Właśnie za to ją kochał, ale przecież nie mógł jej stracić.

- Kocham cię – szepnął w jej usta. – Bardzo mocno, ale nie mogę pozwolić, by coś ci się stało. Weź Dorcas i pędźcie do Hogwartu. Proszę.

Spojrzeli sobie w oczy i Lily ostatni raz ucałowała swojego męża, następnie rozbiegli się w dwa przeciwległe kierunki.

- Widziałeś Alex? – zapytał Nick Harry'ego, kiedy na chwile udało im się schować za rozwalonym domem. Na ulicy toczyła się walka między zakonem a śmierciożercami. Zaklęcia wybuchały, dym drapał w płuca, a podłoga drżała od wstrząsów.

- Od wczoraj nie – przyznał.

- Gratulacje – mruknął Nick. – Naprawdę gratuluje. Nie mogłeś się powstrzymać od takich oskarżeń? Żaden z nas nie jest święty.

- Poniosło mnie! – wykrzyknął. – Alex sobie poradzi. Jak zawsze.

- Poszła po księgę! A co jeśli to ją zabije!

- Cholera Nick! Alex jest silniejsza, niż wszyscy sądzimy. Po incydencie z piątej klasy sam Dumbledore przyznał, że dawno nie widział takiej mocy. Poradzi sobie – powtórzył.

Syriusz pojawił się tuż obok nich, dysząc ciężko. Z rozcięcia na policzku skapywała mu krew, twarz miał czymś brudną, ale uśmiechał się, jak to Syriusz.

- Widziałem Voldemorta – powiedział. – Ma przy sobie węża.

- Jego dom stoi pusty – mruknął Harry. Regulus i Snape zdradzili im lokalizację posiadłości Czarnego Pana. Jeśli mieli zdobyć dziennik, to tylko teraz. – Zostań tutaj – powiedział do Nicka. – Karz wszystkim przenieść się na Hogwart. Tutaj giną tylko niewinni ludzie. Weź horcruxy – podał mu czarny plecak Alex. – Spotkamy się w zamku. – Spojrzał na Syriusza. – Pójdziesz ze mną?

- Jasne! – odparł.

Harry poprawił miecz, który obijał mu się o prawy bok i razem z Syriuszem pobiegli przed siebie. Wszyscy byli tak pochłonięci walką, że nawet nie zauważyli, że zniknęły dwie osoby. Przekraczając barierę, teleportowali się wprost pod bramy posiadłości Voldemorta. Była to dość wielka willa w gotyckim stylu, ale nie mieli czasu na zachwycanie się tym.

- Nie miałem okazji zapytać – powiedział Syriusz, gdy szli ku domowi. – Jestem twoim ojcem chrzestnym?

Harry spojrzał na niego z ukosa.

- Tak – potwierdził.

- Czuję się dumny.

- Ja też – powiedział Harry i oboje wyszczerzyli się głupkowato.

Mieli rację, twierdząc, że dom będzie stał pusty, dlatego zaczęli się po nim rozglądać. W pośpiechu przeszukiwali każdy kąt. Dopiero w gabinecie na piętrze, na końcu korytarza, Harry'emu w oczy rzucił się znajomy dziennik. Pośpiesznie go chwycił, rzucając o ziemię i dobierając miecza.

- Chcesz? – zapytał Syriusz, który przyglądał mu się z ciekawością. – Oficjalnie mnie tu przecież nie ma.

Syriusz niepewnie chwycił rączkę i wbił go w okładkę dziennika. Z dziury powoli zaczęła się sączyć czarna maź. Ugodził drugi raz i trzeci. Czuł dziwną wściekłość na całym ciele. Wiedział, że ten dziennik jest zły, że im więcej razy go ukuje tym... Zatrzymał się w pół drogi, dysząc ciężko. Harry wziął dziennik, miecz i już mieli wychodzić, gdy znów coś rzuciło mu się w oczy. Było to siedem czarnych i grubych ksiąg.

- Bierzemy je – powiedział, wskazując na nie.

Podzielili się na pół i pośpiesznie teleportowali do Hogsmeade, ale tam czaili się już śmierciożercy. Najwyraźniej odwrót przebiegł pomyślenie, skoro zaczęło się oblężenie szkoły.

- Musimy się dostać do Miodowego Królestwa – powiedział cicho Syriusz.

Harry przytknął. Bezproblemowo dostali się do sklepu ze słodkościami, gdzie przez tajne przejście dostali się do Hogwartu.

- Poczułem się, jakbym znów miał piętnaście lat – podsumował Syriusz i biegiem udali się do wielkiej sali, gdzie czekał na nich cały Zakon. Rzucili księgi na stół.

- Wszyscy w porządku? – zapytał Harry. – Świetnie. Musimy zniszczyć resztę horcruxów. – Nick wyciągnął pierścień, puchar, czarkę i medalion. – Panie profesorze, jeden dla pana – powiedział, podając Dumbledorowi miecz.

Dyrektor ujął go w swoją długą dłoń i ugodził puchar. Potężny wiatr sprawił, że szyby w oknach popękały. Następnie Regulus ugodził medalion, James pierścień i Remus puchar.

- Został tylko wąż – powiedział Nick. – Jest on na głowie Harry'ego, ale gdyby coś poszło nie tak, to któreś z nas musi się tym zająć. Podzielimy się teraz na cztery grupy. Jedna pójdzie na błonia, druga na wieżę astronomiczną, trzecia i czwarta zostają w środku. Weźcie wszystko, co może przydać się do walki. Rośliny, eliksiry, wszystko, ale najważniejsze to nie dajcie się zabić.

Ciche chrząknięcie sprawiło, że podskoczyli gwałtownie. Alex stała oparta o framugę drzwi, chwiejąc się na nogach. Wyglądała mizernie, jakby spędziła kilka lat w Azkabanie.

- Nie – wychrypiała, gdy Nick ruszył ku niej. – Nie podchodź! Nie podchodź. Ledwo to kontroluję. Jest już za późno na cokolwiek. Po prostu walczcie. Po prostu walczcie.

Nagle zrobiło się ciemno, mroczno i chłodno. Okolicę przykryła Ciemność, a złowieszczy śmiech Voldemorta rozniósł się echem.

Rozdział 25

Nick z rozbawieniem obserwował jak Harry i Alex toczą wojnę na głupie miny. Młoda Black co chwila waliła swojego przyjaciela w ramię, kompletnie za nic, co Harry komentował tylko chichotami. Toczącą się od pół godziny zabawę przerwała jednak mała, brązowa sówka, która wleciała przez otwarte okno. Z gracją wylądowała obok Nicka i dostojnie wyciągnęła ku niego swoją nóżkę. Lupin, rozpoznając sowę z Hogwartu, ostrożnie odwiązał list.

W tym samym czasie Syriusz i James robili coś kompletnie idiotycznego, co sprawiało, że Remus, Regulus i Lily nie mogli powstrzymać cichych śmiechów. Głośny wrzask spowodował, że cała piątka zamarła przestraszona.

- Moja wina?! – oburzyła się Alex. – Moja?! Chyba raczej twoja, że żeś głupszy niż but!

- Trzeba było nam powiedzieć! – sprzeciwił się Harry. – Widziałaś o tym od jakiegoś czasu, a uparcie milczałaś! Po czyjej stronie jesteś?!

- Twierdzisz, że jesteś śmierciożercą?!

Nastała chwila ciszy, podczas której z przerażeniem wpatrywali się w sufit, następnie nastąpił huk, trzask drzwiami, tupot na schodach. Alex śmignęła im przed oczami i... następne trzaśnięcie drzwiami. Nick pędził tuż za nią, wołając głośno, ale dziewczyna nie reagowała. Nick był cały rozeźlony.

- Co się stało? – zapytała Lily ostrożnie.

- Szykujcie się, prawdopodobnie jutro rozpęta się wojna – powiedział jedynie i zniknął im z oczu. Lily upuściła talerz, który z hukiem roztrzaskał się o podłogę.

Tymczasem Alex wpadła do pierwszego lepszego baru, prosząc o całą butelkę whisky. Barman popatrzył na nią dziwnie, ale widząc rozeźloną twarz dziewczyny, nawet się nie sprzeciwił. Alex od razu pochłonęła połowę płynu, a jej usta wykrzywiły się w paskudnym grymasie. Rozejrzała się po barze. Kilku facetów rozbierało ją wzrokiem, kilku zajmowało stół bilardowy, reszta śmiała się w głos, pijąc kolejne porcje alkoholu. Mocno ściskając swoją butelkę, podeszła do stołu bilardowego.

- Mogę się dołączyć? – zapytała niewinnie i trójka grających panów uśmiechnęła się chytrze. Jednak trzy godziny później wychodzili z baru kompletnie oskubani i źli, a Alex upita, rozweselona i z pokaźną sumką w kieszeniach.

Czknęła i niekontrolowanie się teleportowała, na miejscu się przewracając i zwracając część wypitego alkoholu.

- Cholera – mruknęła, podnosząc się i wycierając usta w rękaw kurtki. Znajdowała się w jakiejś dziwnej wiosce. Stała niedaleko dużego kościoła. Cztery szerokie ulice prowadziły właśnie do niego. Na chwiejących się nogach, znalazła wejście do budynku i po chwili wysiłku przeczytała napis na marmurowej płycie:

- Kościół św. Marii Matki w Aldumery.

I nagle ją olśniło. Z dziecięcą radością weszła do środka. Cały kościół oświetlony był jedynie przez świece znajdujące się przed ołtarzem. Jej kroki roznosiły się delikatnym echem. Dziwny chłód panował w środku.

Stanęła za ołtarzem, kucając i pięścią pukając w poszczególne kafelki. Z łatwością znalazła skrytkę. W środku znajdowała się potężna księga zawinięta w śmierdzącą płachtę. Rozwinęła ją, tym samym wprawiając w ruch tuman kurzu i zerknęła na księgę. Była gruba i w białej oprawie. Kartki miała żółtawe, zapisane drobnym pismem oraz perfekcyjnymi rysunkami.

Wtedy poczuła coś dziwnego. Niekontrolowana energia rozpierzchła się po ciele Alex. Drżała cała, czując, jakby prąd raził jej ciało, a napięcie robiło się coraz mocniejsze, prawie nie do wytrzymania. W końcu z jej gardła wydarł się krzyk, a po nim następny. Ból, jaki nią targnął był nie do zniesienia, gorszy od cruciatusów. Zemdlała, nawet nie wiedząc kiedy.

Mogła minąć godzina albo zaledwie pięć minut, gdy ponownie otwarła oczy. Czuła się dziwnie, nieswojo, jakby ktoś drugi był w jej ciele i ją kontrolował. Była marionetką w dziwnych rękach.

Ale wstała mechanicznie, biorąc księgę pod pachę, ale pisk zawiasów w drzwiach sprawił, że pośpiesznie wycofała się pod najbliższą kolumnę, gdzie schowała się w jej cieniu. Jej oczom ukazała się Bellatrix Lestrange - najbardziej znienawidzona przez nią kobieta. Dumnym krokiem przeszła przez całą długość kościoła, nawet nie racząc zorientować się, czy nie jest sama i stanęła za ołtarzem. Jakże wielka była jej wściekłość, gdy znalazła pustą skrytkę.

- Szukasz czegoś? – zapytała Alex, powolnym krokiem zmierzając ku niej i pokazując księgę. – Trochę za późno.

- Oddaj to! – wrzasnęła, celując w nią różdżką. Alex zaśmiał się jedynie i machnęła nonszalancko ręką. Różdżka Belli wyleciała jej z dłoni. – Jak śmiesz?!

Ale Alex znów machnęła dłonią, a jej ciotka przeleciała ponad stołem i wylądowała tuż pod kamiennymi schodami, unieruchomiona przez niewidzialną siłę Alex nie wiedziała, skąd tak potrafi. Powinna czuć strach przeciwko swoim ruch, ale nie potrafiła. Sprawiały jej tak wiele frajdy. Podeszła bliżej, kucając obok ciotki.

- Jesteś tak bardzo głupiutka ciociu. Tak, dobrze słyszałaś. Ciociu.

- Kim ty do cholery jesteś? – zapytała, szarpiąc się.

- Alex. Alex Black. Córka Syriusz Blacka z przyszłości. – Bella znieruchomiała, słysząc to wszystko. – Miałyśmy ze sobą bardzo na pieńku – mruknęła, kartkując księgę. – Nienawidziłyśmy się, a wszystko za sprawą tego, że zabiłaś mi ojca.

Bellatrix zaśmiała się, słysząc to.

- Nic ci do śmiechu – syknęła Alex, łapiąc ją za twarz. – Zrobię ci dokładnie to samo, co ty zrobiłaś mu i na koniec ja się zaśmieję.

I nie czekając na nic więcej, wbiła dłoń w pierś Bellatrix i zacisnęła ją na sercu. Kobieta wrzasnęła. Zerwał się wiatr, świece pogasły, a z ust Alex wypłynęły nieznane jej, łacińskie słowa. Kobieta z przerażeniem obserwowała jak oczy dziewczyny zalewa czysta czerń, a potem Alex zwinnym pociągnięciem wyrywa jej serce z klatki. Bellatrix jeszcze chwilę widziała, jak narząd pulsuje w zakrwawionej ręce Black, a potem dla niej nie było już nic.

Alex uśmiechnęła się i oblizała powolnie usta, by wbić zęby w serce i odgryźć jego spory kawałek. Nieznana moc ogarnęła jej ciało, pobudzając do życia Potępienie.

niedziela, 23 lipca 2017

Rozdział 24

- Dokąd idziemy? – zapytała po raz kolejny tego wieczora Alex.

Nick uśmiechnął się jedynie i pociągnął dziewczynę w głąb lasu. Powoli zaczynało się ściemniać, dlatego las wydawał się dziwny i tajemniczy. Nick wiedział, że na ten wieczór wszyscy dostali coś do roboty, więc i on pod pretekstem ważnej rzeczy wyciągnął Alex z domu. Szkoda tylko, że Alex nie wiedziała, co to za ważna rzecz. Nick jednak zgadywał, że dziewczynie się spodoba.

Dotarli do celu, którym była szeroko polana, cała w kolorowych, polnych kwiatach. Pośrodku niej paliło się już ognisko, do którego podeszli. Tuż obok leżał rozłożony koc i wielki wiklinowy kosz. Nick widział, jak oczy Alec błyszczą z zachwytu.

- Ty to zrobiłeś? – zapytała.

- Noo – podrapał się po karku. – Pomyślałem, że zabiorę cię na coś w stylu randki, no chyba że nie chcesz, by to była randa, więc zmienimy inicjatywę na przyjacielski wypad.

Alex uśmiechnęła się jedynie.

- Może być randka – odparła, siadając na kocu.

W koszu znajdowało się piwo kremowe oraz pyszna szarlotka. Śmiejąc się, wspominali szkolne wygłupy. Najbardziej w pamięci utkwiło im, gdy Moody zamienił Malfoy'a we fretkę oraz gdy zrobili kawał Snape'owi, który nosił kryptonim Różowa Pantera. Później porobili sobie zdjęcia aparatem, a na koniec przez długi czas wpatrywali się w rozgwieżdżone niebo, trzymając się za dłonie.

- Mars jasno płonie – zauważył Nick, a Alex prychnęła śmiechem. – Syriusz za to jakiś taki jakiś rozbiegany.

- Zawsze tak wygląda – powiedziała Alex, znając tę gwiazdę prawie na pamięć. – Zawsze wydaje się, że ta gwiazda za chwile odleci od swojego zbioru, by żyć własnym życiem.

Spojrzeli na siebie, uśmiechając się przy tym lekko. Już dawno nie mieli aż tak udanego wieczoru.

Tymczasem Harry zszedł do salonu, gdzie Lily czytała książkę. Zostali sami, a Harry jakoś nie miał ochoty siedzieć w towarzystwie czterech ścian. Wybrał więc losową książkę z dość dużej biblioteczki i usiadł na drugim fotelu. Lily zerknęła na niego ponad swoją lekturą.

- Nie jesteś jak James – powiedziała, czym przykuła sobie uwagę przyszłego syna. – Może z wyglądu. Z charakteru jesteś bardziej...

- Jak ty – dokończył, a Lily uśmiechnęła się lekko. – Tak, wiem. Dużo ludzi mi to mówiło.

- Ale nie ja. W tym życiu ja ci tego nie mówiłam. – Przytknął. – Co się z tobą stało po tym, jak ja i James umarliśmy? – zapytała ciekawa.

Harry zerknął na ogień, przypominając sobie swoje nieszczęsne dzieciństwo.

- Przed Voldemortem musiała chronić mnie potężna magia. Magia krwi, dlatego utknąłem u twojej siostry.

- U Petunii? – zapytała zszokowana kobieta, jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. – O Merlinie, mam nadzieję, że dobrze cię traktowała. Nie mamy dobrych kontaktów, chyba wiesz.

- Tak, wiem – przyznał. – I to się na mnie odbiło.

- Jak?

Harry w jej oczach dostrzegł lekką nutkę paniki.

- Nie chcesz wiedzieć – odparł. – Nie musisz.

- Chcę! – zaprzeczyła. – I muszę! Proszę, Harry. Nikomu nie powiem, obiecuję.

Harry westchnął ciężko.

- Tylko nie reaguj pochopnie. – Przytknęła. – Moje dzieciństwo było ciężkie. Twoja siostra od początku wmawiała mi, że zginęliście w wypadku samochodowy. Że jestem czarodziejem, dowiedziałem się w swoje jedenaste urodziny od Hagrida. Do samego końca byłem traktowany jaki... służący. Musiałem gotować, sprzątać. Dostawałem wszystko, co najgorsze, używane, w czasie, gdy ich syn dostawał wszystko, co zechciał. Dostawałem ciuchy po nich, a że Dudley był pewnych rozmiarów, praktycznie w nich pływałem.

- Na Merlinia – szepnęła, zakrywając usta dłonią.

- No i do skończenia jedenastu lat mieszkałem w komórce pod schodami.

Ostania wypowiedzieć sprawiało, że w Lily zawrzało.

- Co?! – krzyknęła tak głośno, że Harry podskoczył na fotelu. – O nie!

Zerwała się ze swojego miejsca, pędząc do drzwi.

- Miałaś nie reagować pochopnie!

- Pochopnie? Pochopnie?! To nie jest pochopnie, to jest w pełni przemyślane! – krzyknęła i wyszła, trzaskając drzwiami, zostawiając Harry'ego w pełni szoku. Akurat w tym samym czasie w domu zawitali huncwoci.

- Ostra kobieta – zauważył Syriusz.

- Nie da się ukryć – oparł James.

- Powodzenia ci z nią – dodał Harry, klepiąc Rogacza po plecach.

- Ej, w którymś momencie ty też będziesz ze mną w tym siedział!

- Wcale nie – odparł Harry, kręcąc przy tym głową. – Ja jestem miły, słodki i wszystko uchodzi mi płazem. Więc, tak czy siak, tylko ty będziesz mieć przechlapane.

Syriusz i Remus zaczęli się niekontrolowanie śmiać z miny swojego przyjaciela, w czasie gdy Harry powoli wspinał się po schodach, też nie mogąc ukryć uśmiechu.

*

Rano przy stole wszystkim towarzyszył dobry humor. Lily uśmiechała się od ucha do ucha i tylko Harry zdawał się wiedzieć, czym to jest spowodowane. Miał dziwne przeczucie, że Lily udała się wczoraj na dość długą pogawędkę ze swoją siostrą. Cokolwiek się tam stało, spowodowało, że pani Potter miała niezwykły uśmiech na twarzy.

Alex i Nick powstrzymywali się, by nie zerkać co chwila na siebie, co powodowało uśmiech rozbawienia na twarzy Harry'ego. Cokolwiek stało się Regulusowi, spowodowało, że prawie ćwierkał z radości, a huncwoci byli huncwotami. Dobry humor towarzyszył im chyba od urodzenia.

Było po porze obiadowej, gdy stało się coś, czego nikt nie przewidział.

Nick i Remus trenowali jak zwykle w ogródku, reszta siedziała na werandzie, ciesząc się dniem, gdy po okolicy rozniósł się głośny ryk. W mig oczy wszystkich skierowały się na ćwiczące wilkołaki. Nick uśmiechał się z dumą, w czasie gdy Remus przyzwyczajał się do swojego wilczego ciała. Był duży, jego sierść miodowa, oczy żółte.

- Niesamowite! – zawołał Syriusz, podbiegając do przyjaciela. – Merlinie, jakiś ty wielki.

- Gratulacje Remus! – powiedział James i nie mogąc się powstrzymać, poklepał przyjaciela o pysku. Remus warknął cicho jakby urażony tym gesty. Wszyscy wokół zaśmiali się cicho.

Rozdział 23

Ale nie tylko Voldemort potrzebował szpiega. Dumbledore również zdawał sobie sprawę z tego, że posiadanie zaufanej osoby na terenie wroga to bardzo dobry pomysł. Harry uważał podobnie, dlatego z lekką niepewnością wyszedł z pewną propozycją. Albus wydawał się zachwycony.

Siedzieli we trójkę przy stole w jadalni i z niepewnymi minami przyglądali się kamiennej misy, która biła delikatnym blaskiem. Wszyscy wybyli z domów w ten piękny dzień i z niecierpliwością czekali, aż ktoś wróci.

Drzwi frontowe trzasnęły nagle, a przyjemny śmiech Syriusza rozniósł się po domu, łagodząc potargane nerwy Harry'ego. Tuż za nim szedł równie uśmiechnięty Remus. Widocznie tę dwójkę rozbawiło coś do łez.

- Co tam? – zapytał Remus, gdy dostrzegł Nicka, Harry'ego i Alex.

- I co to? – zapytał Syriusz.

- Myśloodsiewnia – wytłumaczył Harry. – Chcemy wam coś pokazać.

Syriusz klasnął w dłonie, ewidentnie uradowany tym faktem i prawie zanurzył głowę w misy, gdy Nick zatrzymał go gestem ręki.

- Właściwie te wspomnienia przeznaczone są tylko dla oczu Lily.

Syriusz prychnął. Pół godziny później w domu pojawił się Regulus oraz Lily wraz z Jamesem obładowani w siatki z zakupami.

- Co to? – zapytał Rogacz, pokazując na misę.

- Myśloodsiewnia – odpowiedziała mu Lily, siadając przy stole. – Chcecie nam coś pokazać?

- Tylko tobie – powiedział Nick.

- Jak pewnie wiecie, potrzebujemy szpiega. W naszych czasach mieliśmy jednego i może i w tych czasach by nam pomógł – powiedziała Alex. – Chodzi jednak o to, że ani my, ani wy go nie lubicie. Znaczy, my mu chyba wybaczyliśmy, ale darliśmy z nim koty, no bo w sumie to on zaczął i ogólnie to trochę kiepsko.

James zmarszczył brwi w niezrozumieniu, gdy Syriusz siedział z rozdziawioną buzią.

- Chodzi o Snape'a! – zawołał Harry.

- O nie! – sprzeciw się szybko James. – Ten pacan nie będzie z nami współpracował!

- Ten pacan przez siedemnaście lat chronił życie Harry'ego, szpiegował dla nas, a na końcu zastał zamordowany w brutalny sposób! – wykrzyknęła Alex. James wbił się w krzesełko przerażony wyrazem twarzy dziewczyny.

- Jak bym widział matkę – szepnął równie przerażony Regulus do swojego brata. Syriusz jedynie skinął głową, nie mogąc wydusić żadnego słowa z siebie.

Nick złapał Alex za rękę i delikatnie pociągnął, by ta usiadła.

- Ja wiem, że się nie lubicie – powiedział spokojnie Harry. – Swoją drogą przez większość swojego życia ja też go nie lubiłem, ale to bardzo ważna sprawa. – Popchnął myśoodsiewnię ku Lily. – Po prostu zobacz.

Kobieta niepewnie spojrzała na swojego męża, a potem zanurzyła głowę w misie. Wróciła po długich dziesięciu minutach. Z jej oczu powoli skapywały łzy. Sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Od zawsze traktowała Severusa jako przyjaciela, do samego końca. Kochała go, fakt, ale jako brata, nie jako kochanka. Tymczasem Snape darzył ją kompletnie innym uczuciem.

- Nie płacz słońce – powiedział James, ocierając kciukiem łzy z zaczerwienionych policzków swojej żony. – Nie płacz, to łamie mi serce.

- Chcę... chcę z nim porozmawiać.

Z miny Jamesa można było wyczytać, że nie za bardzo podoba mu się ten pomysł. Tymczasem Harry w myślach uważał, że lepiej być nie mogło. Mimo iż nie darzył Snape'a sympatią, wiedział, że w takim momencie przyda im się jak nikt inny.

Minęła godzina, zanim Lily zdołała się uspokoić i razem z Nickiem (bo ani Harry, ani Alex nie chcieli podjąć się tego zadania), udała się do domu swojego przyjaciela. Okolica wydawała się bardzo przyjemna. Dzieci jeździły na rowerach, śmiejąc się przy tym wesoło. Starsze panie plotkowały pod drzewem, bezpańskie psy grzebały w śmietnikach.

Stanęli przed drzwiami. Lily niepewnie spojrzała na Nicka. Skinął jedynie głową, by kontynuowała. Zapukała delikatnie. Drzwi otworzyły się po chwili. Nick nie mógł odgadnąć, która twarz wyraża więcej zaskoczenia.

- Severus – powiedziała spokojnie kobieta.

- Lily – odparł cicho. – Nie powinnaś tu przychodzić.

- Musimy porozmawiać. To bardzo pilne. Proszę, poświęć mi... nam przynajmniej dziesięć minut.

Snape zlustrował Nicka podejrzliwym wzrokiem i skinając głową z lekką niepewnością, wpuścił ich do środka. Lupin rozejrzał się po salonie, w którym się znajdowali, gdy Lily mocno przytuliła niczego niespodziewającego się Severusa.

- Czego ode mnie chcecie? – zapytał, odsuwając się od siebie Lily. – I kim ty jesteś?

- Nick – przedstawił się.

Snape otwierał już usta, by spytać o nazwisko, gdy przerwała mu Lily.

- Severusie, potrzebujemy twojej pomocy.

- My?

Lily westchnęła ciężko.

- Zakon – wytłumaczył Nick.

- Wiemy, że jesteś po drugiej stronie, ale wiemy również, że nie chcesz tam być. Ja wiem, że w głębi siebie jesteś dobry i że w głębi siebie wciąż mnie kochasz. – Na twarzy Snape'a wymalowała się zaskoczenia. – Tak, wiem to. Wybacz, że nie zauważyłam tego wcześniej. Od początku traktowałam cię jak brata i tak po prostu wyszło, a potem stało się, co się stało. Nie mam ci tego za złe, ale teraz możesz się zrekompensować. Pomóż nam.

- Jak? – zapytał bez oznak jakichkolwiek emocji.

- Szpieguj dla nas Voldemorta – powiedziała Nick. – Szpieguj nas dla Voldemorta.

Uniósł brwi w zapytaniu.

- Będziesz nam mówił, co knuje Voldemort i będziesz mówił Voldemortowi część informacji o nas. My będziemy zadowoleni i on też w jakimś stopniu będzie. Później pokonamy jego i Ciemność.

- Skąd wiecie?

- To nie jest ważne w tym momencie Severusie – powiedziała Lily. Specjalnie nie mówili mu wszystkich informacji na wypadek, gdyby Severus jednak nie był takim samym Severusem, jak oboje pamiętali. – Wszyscy zginą, ze mną na przedzie jako czarownicą mugolskiego pochodzenia. Błagam cię.

Zawsze miał słabość do tych jej zielonych tęczówek, do jej kojącego głosu i włosów, które zdawały się płonąć. Miał słabość do całej tej kobiety. Westchnął ciężko.

- Powiedzcie tylko, że nie będę musiał się widywać z twoim mężem. – To słowa ciężko przeszło mu przez gardło.

- Będziesz przekazywać informacje wprost do Dumledore'a. O sprawie będzie wiedzieć tylko nasza czwórka – zapewnił Nick, co oczywiście nie było prawdą. – Zagadzasz się?

Snape westchnął ciężko i przytknął. Nick odetchnął z ulgą, a Lily znów przytuliła się do swojego przyjaciela.

Rozdział 22

Czarny Pan z niewyrażającą niczego miną, ale nadal groźną, rozglądał się po swoich sługach, zasiadających przy długim stole w jego posiadłości. Milczeli wymownie, bojąc się nawet spojrzeć na swojego Lorda, jakby jego spojrzenia samo w sobie miało ich zabić. Voldemort nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. O sytuacji, która tak doszczętnie zrujnowała mu wręcz doskonały plan.

- Możecie mi powiedzieć – powiedział. Jego głos był cienki, ale bardzo złowrogi. – Jak to się stało, że wszyscy moi szpiedzy ZOSTALI ZDEMASKOWANI?! – Walnął pięścią w stół, na co wszyscy mimowolnie podskoczyli. Śmierciożercy wiedzieli, że spierdzieli robotę i ktoś za to ucierpi. – Wszystko szło wyśmienicie, a tu nagle Rookwood, Roswelt i Macnair zostali wyrzuceni z Zakonu! Po tobie Peter się nie dziwie – dodał, widząc, że Glizdogon chce coś powiedzieć. – Z ciebie taki szpieg i przyjaciel jak ze mnie Gryfon – zakpił. Milczał chwilę, uważnie obserwując swoich sługusów. – Ktoś chce to wyjaśnić? Może ty Augustusie?

Augustus Rookwood wzdrygnął się i przez chwile raczył zerknąć na swojego Pana.

- Mój panie, nie wiem, jak mogło do tego dojść. Wszyscy byliśmy ostrożni...

- Wygląda na to, że nie wystarczająco – przerwał mu.

- Mój panie, myślę, że Dumbledore ma wśród nas szpiega, który doniósł...

- Bzdury! – wykrzyknęła od razu Bellatrix. – Tylko głupiec byłby w stanie zrobić coś takiego! Tylko głupiec sprzeciwiłby się Czarnemu Panu! Głupiec! Powtarzam głupiec!

Severus Snape z niemrawą miną przyglądał się temu wszystkiemu. Do wewnętrznego kręgu został zwerbowany jakiś miesiąc temu, gdy oficjalnie został Mistrzem Eliksirów, co dawało mu wiele kontaktów i poszanowania w czarodziejskim świecie. Voldemort jak najbardziej potrzebował takich ludzi wokół siebie. Czuł się dziwnie, siedząc tutaj. Był najmłodszy z całego grona i zdecydowanie uważał, że to miejsce nie dla niego.

- Ten głupiec jednak, jak zdążyła zauważyć Bellatrix, sprzeciwił mi się i być może siedzi tu teraz razem z nami. Gdybyście mogli przypuszczać, kto to, to na kogo byście stawiali?

Jak na zawołanie wszystkie głowy skierowały się ku Peterowi. Nawet Severus spojrzał w tamtą stronę, zdając sobie sprawę, że tylko Pettigrew mógłby być na tyle głupi.

- Panie, to nie ja – bronił się.

- Wiem Glizdogonie, wiem. Siedzisz cały czas tutaj, nie miałbyś szans powiedzieć czegokolwiek, bo od razu bym się dowiedział.

- Nawet nie śmiałbym panie.

Voldemort westchnął ciężko, jakby zmęczony już tym wszystkim i pogłaskał swojego węża po głowie. Nagini zasyczała cicho.

- Zejdźcie mi już z oczu – rozkazał. Śmierciożercy się podnieśli. – Oprócz ciebie Bellatrix i ciebie Severusie. – Odczekali, aż wszyscy opuszczą dworek. – Powiedz mi Bella, wiecie coś o nieszczęsnym Regulusie?

- Nie, mój panie. Chłopak przepadł jak kamień w wodę. Walburga strasznie nad tym rozpacza.

Nie mogli wiedzieć, że Regulus właśnie zajda się najpyszniejszą szarlotką, jaką w życiu jadł wraz ze swoim bratem i jego przyjaciółmi.

- Wydaje mi się to nazbyt dziwne – powiedział spokojnie Voldemort. – A co jeśli to chłopak jest przeciekiem? – Bellatrix przełknęła ciężko ślinę. – Podziel się ze swoją rodziną o moich przypuszczeniach, a teraz idź.

Skinęła głową i przerażona odeszła. Wzrok Voldemorta przeniósł się na Severusa.

- Jak pewnie zdążyłeś zauważyć, trochę pokrzyżowały mi się plany. Potrzebuję nowego szpiega. Z tego, co mi wiadomo, masz paru przyjaciół, o ile mogę ich tak nazwać, w Zakonie.

Snape przełknął ciężko ślinę.

- Nie utrzymujemy kontaktów. Wybraliśmy strony, po których chcemy się opowiedzieć i nasza przyjaźń się zakończyła – wytłumaczył.

- Chcę, żebyś odnowił stare znajomości Severusie i szpiegował dla mnie. Podołasz takiemu zadaniu?

Zacisnął mocniej pięść pod stołem.

- Oczywiście mój panie – zgodził się. Czarnemu Panu się nie odmawia. – Postaram się zrobić co w mojej mocy.

- Możesz odejść – pozwolił. Severus bezzwłocznie wstał i kłaniając się lekko, opuścił dworek, by znaleźć się bezpiecznie w domu.

Tymczasem Czarny Pan powolnym krokiem wspiął się po drewnianych schodach, które skrzypiały pod jego ciężarem. Nagini dumnie pełzła obok jego nogi, posykując cicho. Znalazł się w swoim gabinecie, pośrodku którego stało piękne mahoniowe biurku. Przy jednej ze ścian stał kredens, na którym znajdowały się dziesiątki książek, jednak swoją uwagę skupił na siedmiu grubych w czarnych oprawach. Przejechał swoją bladą dłonią po ich grzbietach i uśmiechnął się lekko.

Wziął jedną z nich, otwierając na zaznaczonej stronie. To był moment, kiedy musiał zacząć działać bardziej poważnie. Moment, w którym musiał sięgnąć po coś mroczniejszego i niebezpiecznego.

- Glizdogonie! – zawołał. – Glizdogonie!

Peter wpadł do pomieszczenia, prawie się przy tym przewalając.

- Tak, mój panie?

- Przyprowadź do salonu dziewczynę, która siedzi w piwnicy – polecił. – Złożę ją w ofierze. Czas zabrać się do roboty.

Peter skinął głową i pośpiesznie udał się do piwnicy.

Rozdział 21

Obudził się z dziwnym uczuciem na sercu. Już dawno nie była taka... spokojna. Przez okno Wieży Gryffindoru wpadły promienie słońca. On leżał wyciągnięty na kanapie przed kominkiem i przytulał czerwoną poduszkę. Spojrzał w bok. Jego najlepsi przyjaciele, Alex i Nick, spali jeszcze smacznie, przytulając się do siebie nawzajem. Uśmiechnął się na ten widok. Wiedział, że ta dwójka pasuje do siebie bardziej niż ktokolwiek inny.

Siadając, przetarł zaspane oczy i ziewnął głośno. Alex poruszyła się niespokojnie, ale się nie obudziła. Po cichu wycofał się do jednego z dormitoriów, gdzie wziął prysznic, a równie po cichu udał się do Wielkiej Sali na śniadanie. Tak naprawdę nie wiedział, czy jakieś śniadanie będzie na niego czekać. Był więc pozytywnie zaskoczony, gdy dostrzegł Dumbledore'a czytającego gazetę przy stole. Przed nim rozłożone były półmiski z pysznościami. Chyba wyczuł, że ktoś się zbliża, bo zerknął znad okularów połówek.

- Harry, zapraszam na śniadanie. – Pokazał na miejsce obok siebie. Harry nie był pewny czy profesor McGonagall byłaby zadowolona, że zajmuje jej miejsce. – Częstuj się!

- Dziękuję – powiedział, gdy usiadł. – I dziękuję, że nas pan stąd nie wygonił.

- Skądże znowu – zacmokał. – Hogwart jest domem dla wszystkich uczniów, nawet w okresie wakacji i nawet dla tych, którzy jeszcze rozpoczęli nauki. – Mrugnął porozumiewawczo, na co Harry się zaśmiał.

- Wiadomo coś o dzienniku?

- Nie niestety. Sam udałem się nawet w kilka miejsc, ale nic nie znalazłem. Pozostaje nam wierzyć, że w jakiś dziwny i niewytłumaczalny sposób ten dziennik sam do nas trafi. – Harry za bardzo nie wiedział, czy to prawda. Prędzej sami będą musieli go wykraść. – Czy wy natomiast znaleźliście coś ciekawego o księdze?

- Przepadła jak kamień wodę. Jednak Alex twierdzi, że jest blisko ku odkryciu jej pobytu.

- Może po niej jakoś tego nie widać, ale jest bardzo mądra – zauważył Dumbledore.

- Oczywiście! – poparł natychmiastowo Harry. – Mimo okropnego nauczyciela, była najlepsza z eliksirów! No i jakimś dziwnym cudem zdobyła aż cztery W na SUMach. Nadal nie umiem zrozumieć jakim cudem udało jej się to z Historii Magii. – Dumbledore zaśmiał się cicho. – Ale i tak jest wspaniała.

- Nie znała swojej matki? – zapytał. Harry pokiwał przecząco głową. – Nick również?

- Nick miał o tyle lepiej, że chociaż znał jej imię i miał kilka zdjęć. Syriusz nawet nie chciał wspominać o jej matce. Jakby się obwiniał, że to przez niego.

- No dobrze, a matka twojego przyjaciela? Jaka miała na imię. Nie wspominacie o niej zbyt wiele – zauważył.

- Na dobrą sprawę Nick też jej nie znał, ale jest bezpieczna. Lepiej jej w to nie wplątywać.

Dumbledore skinął jedynie głową i wrócił do czytania swojej gazety.

W tym samym czasie Nick otworzył swoje zaspane oczy. Od razu uśmiechnął się delikatnie, widząc spokojną twarz Alex na swojej klatce piersiowej. Ostrożnie odgarnął jej kilka kosmyków włosów z buzi. Dziewczyna zamruczała cicho i otworzyła oczy.

- Dzień dobry – powiedział.

- Cześć. Czy tylko mnie się tak dobrze spało?

- Nie tylko tobie – przyznał. Chwilę później brzuch Alex zaburczał głośno. Oboje się zaśmiali i bezzwłocznie udali do łazienek. Piętnaście minut później wychodzili z wieży. Alex poprawiła swój plecak i miecz, kiedy coś przykuło jej uwagę. Zatrzymała się gwałtownie pełna dziwnego podniecenia.

- Co? – zapytał Nick.

- Idź. Zaraz cię dogonię.

- Na pewno?

- Tak – potwierdziła.

Nick chwilę przyglądał jej się uważnie, po czym niepewnie odszedł w swoją stronę. Alex obserwowała go, dopóki nie zniknął jej z oczu, a następnie obróciła się przodem do Grubej Damy. Nie wiedziała, czy wczoraj było już tak późno, czy była tak zmęczona, że wcześniej tego nie zauważyła.

- Słucham – powiedziała kobieta z portretu.

- Barbara – odparła Alex. Kobieta zdziwiła się lekko. – Barbara Montgomery. To twoje imię. Ian był twoim bratem.

- Nie wiem, o czym mówisz dziecko – powiedziała.

- Nie kłam. Widzę po twojej minie. Widzisz to? – Pokazała jej miecz. – Znalazłam to w Japonii. Teraz potrzebuję księgi. Gdzie ona jest? – Gruba Dama poruszyła się niespokojnie. – Posłuchaj. Voldemort zawarł pakt z ciemnością, jak dojdzie do bitwy, a dojdzie, to sobie nie poradzimy. Wszyscy zginą, więc schowaj pierdoloną godność do kieszeni i powiedz mi, gdzie jest ta księga.

Gruba Dama fuknęła, zadzierając nosa.

- Musisz obiecać, że moja tożsamość zostanie tajemnicą.

- Obiecuję – powiedziała od razu.

- Kościół św. Marii Matki w małej wiosce Aldumery na południu od Londynu. Księga schowana jest w schowku pod płytką obok ołtarza. A teraz idź i nie zawracaj mi głowy.

- Dziękuję – powiedziała i z uśmiechem satysfakcji na ustach oddaliła się ku Wielkiej Sali.

Rozdział 20

Latanie było jedną z tych rzeczy, które Harry pokochał od pierwszego wejrzenia. To niesamowite uczucie, kiedy wiatr targał mu włosy i smyrał policzki, sprawiło, że jego serce biło szybciej z radości. Krążył ponad boiskiem, robiąc różne zwroty i korkociągi. Alex i Nick dołączyli do niego po chwili i mieli ze sobą kafla. Na trybunach pojawiły się znajome twarze ich rodziców i nauczycieli.

- Jak gramy? – zapytał, podlatując bliżej.

- Jeden na bramkę, dwóch trenuje i się zmieniamy – zarządziła Alex. Jako że nikt nie chciał stanąć na obronie, musieli zagrać w kamień papier nożyce. Harry zaśmiał się z wyrazu twarzy Black, kiedy ta ewidentnie przegrała i z markotną miną ustawiła się przed trzema pętlami, mocniej zaciskając rzepy przy rękawicach, które pożyczyła.

- Zagrajmy – powiedział Nick, rzucając kafla w stronę Harry'ego.

Z początku wolne ataki i słabe rzuty, które Alex z łatwością broniła, przeradzały się w coś szybszego i silniejszego. Harry wiedział, że obrona nie jest mocną stroną Alex, która od zawsze grała na ataku. Wiedział również, że Nick w stu procentach lepiej czuje się na pozycji pałkarza. Niestety była ich tylko trójka i musieli sobie jakoś poradzić. Z trybun dochodziły go krzyki, głównie Jamesa i Syriusza.

- Szybki atak – zarządził, podrzucając kafel do Nicka.

Lecieli z zawrotną prędkością, ledwo łapiąc piłkę i odrzucając ją do siebie. Alex skupiła się kaflu, dokładnie obserwując jego lot. Nick jako ostatni odbił kafel w jej kierunku. Czerwonawa piłka pędziła ku niej.

*

Czerwony strumień zaklęcia leciał ku Alex z zawrotną prędkością. W ostatniej chwili udało jej się zrobić unik. Zaklęcie walnęło w ścianę, robiąc w niej dziurę. Bellatrix patrzyła się na nią z furią w oczach. Uśmiech na jej twarzy potwierdził tylko tezę Alex, że jest szalona.

- Kochana ciociu – powiedziała z sarkazmem. – Słyszałaś kiedyś o czymś takim jak pasta do zębów, bo coś mi się nie wydaje.

Twarz Bellatrix spoważniała, a kolejne zaklęcie śmignęło w stronę Alex. Zrobiła unik i sama rzuciła drętwotę, ale jej ciotka osłoniła się tarczą. Ciskały w siebie zaklęciami, przy okazji się obrażając, już od dobrych kilkudziesięciu minut. Obie były nieustępliwe. Alex chciała pomścić ojca, Bellatrix chciała zabić zdrajcę rodziny. Tylko że młoda Black powoli zaczynała tracić siły, co nie umknęło uwadze Lestrange.

- Jesteś taka głupia – wysyczała. – Mogłaś być kimś razem z nami, mogłaś mieć prawdziwą rodzinę. Jeszcze jest czas na przebaczenie. Jeszcze możesz się zdecydować.

- Wolę umrzeć niż uważać cię za rodzinę – warknęła i niezwłocznie rzuciła zaklęcie. Różdżka Bellatrix wypadła jej z dłoni i wylądowała przed nogami Alex, która z satysfakcją nadepnęła na nią.

- Ty! – wrzasnęła. – Jak śmiałaś?! Jeszcze będziesz przede mną klęczeć!

- Przed tobą? – zaśmiała się. – Przed takim psychopata jak ty nigdy!

Bat w dłoni Bellarix pojawił się tak szybko i niespodziewanie, że Alex nie zdążyła zareagować. W sekundę poczuła przeszywający ból na prawym ramieniu, który zwalił ją z nóg. Okrutny śmiech jej ciotki zmieszał się z jej własnym krzykiem, po czym wszystko ustało. Jak przez mgłę widziała, jak Nick obezwładnia kobietę i ogłusza ją jednym zaklęcie.

- Alex! – zawołał, kucając obok niej i pomagając się podnieść. Zlustrował szybko jej ramię, które nie wyglądało za dobrze. – Chodź Alex, musimy iść.

Asekurował ją, gdy ta stawała na własne nogi, chwiejąc się przy tym. Nick oplótł rękę wokół pasa Alex i poprowadził do przodu.

- Czy to pora na plan B? – zapytała.

- Tak – odpowiedział. – To pora. – Zaprowadził ją pustej klasy, gdzie leżał Harry. Z jego boku sączyła się krew. Tuż pod jego nogami leżał czarny plecak. – Dasz radę iść sama? – zapytał. Skinęła jedynie głową, biorąc swoją rzecz. – Dalej Harry, uciekamy stąd.

Dalej wszystko działo się tak szybko. Ucieczka z Hogwartu, przejście przez błonia, deszcz moczący ich ubrania, martwi ludzie, mroczny znak, portal, krzyki, kolejne zaklęcie lecące w jej stronę.

*

Ocknęła się nagle, w ostatniej chwili odbijając pięścią kafla.

- Wszystko w porządku? – zapytał Nick, podlatując bliżej dziewczyny.

- Po prostu na chwilę się zawiesiłam. Sorry. Zmieńcie mnie.

- Ja pójdę – zasugerował i zajął pozycję Alex, która z kaflem w ręku podleciała do Harry'ego. Ten uśmiechał się głupkowato.

- O co ci chodzi? – zapytała.

- Dziwnie się zachowujecie – stwierdził. – Stało się coś, o czym nie wiem?

- Może – mruknęła.

Harry widział, jak na jej policzkach pojawiają się delikatne rumieńce, a usta układają się w uśmiech. Otworzył usta ze zdziwienia.

- Mów do mnie – polecił.

- Tylko się pocałowaliśmy. Koniec tematu.

Harry z wrażenia i szczęścia, jakiego go ogarnęło, spadł z miotły, w ostatniej chwili łapiąc się za kij. Alex zatkała ust dłonią.

- O mój Boże. Pomóc ci?!

- Nie! Nie podchodź!

Już kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji. Na swoim pierwszym meczu w pierwszej klasie, kiedy jego miotła została poddana urokowi. Podobnie jak wtedy, tak i teraz serce biło mu znacznie szybciej, a dłonie kurczowo zaciskały się na miotle. Rozbujał się i z powrotem wlazł na miotłę.

- Nic mi nie jest! – krzyknął, widząc, że osoby na trybunach patrzyły się na niego w przerażeniu. – Nie takie rzeczy się robiło! – dodał. – Pokażmy im Alex, co znaczy prawdziwa gra.

I oboje uśmiechnęli się w ten swój, charakterystyczny sposób.

James, Syriusz i Regulus jeszcze długo nie mogli wyjść z podziwu, jaki nimi wstrząsnął po tym, jak Harry i Alex pokazali prawdziwą klasę.

*

- To było niesamowite – powtórzył po raz kolejny tego wieczoru James. – Nawet ja tak dobrze nie gram!

Za oknem było już ciemno, a korytarze Hogwartu oświetlały pochodnie.

- Widzę, że kogoś zżera zazdrość – skomentował Remus.

Syriusz i James parsknęli.

- A ciebie nie? – zapytał Black.

- Dobrze wiecie, że nie przepadam za Quidditchem.

James pokiwał głową. Znaleźli się przed portretem Grubej Damy. W czasie wakacji hasło nie obowiązywało, więc kobieta bez problemu wpuściła ich do środka, gdzie na kanapach przed kominkiem leżał Harry, Nick i Alex. Na podłodze porozwalane były papierki oraz puste butelki po piwie kremowym. Trójka spała smacznie, a na ich twarzach malowały się delikatne uśmiechy.

- Niech tutaj śpią – powiedział po cichu Remus.

- W końcu są w domu – dodał Syriusz. – Prawdziwym domu.

- Chodźmy – zarządził James. – Powiemy Dumbledorowi i wracamy do Doliny. Jestem jakoś dziwnie zmęczony.

Opuścili pokój wspólny Gryfonów, powiadomi dyrektora o zaistniałej sytuacji i żegnając się, opuścili teren szkoły, by znaleźć się w Dolinie Godryka. Regulus od razu gdzieś wybył, ale tylko Lily wiedziała, że udał się na randkę. Remus poszedł spać, nadal odczuwał zmęczenie po pełni. Potterowie, Syriusz i Dorcas siedzieli jeszcze chwilę w salonie na kanapie, wspominając stare szkolne czasy, dopóki Lily nie usnęła na ramieniu Jamesa. Rogacz wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.

- Nie sądzisz, że między Alex a Nickiem coś jest? – zapytała Dorcas po chwili milczenia. Syriusz zmieszał się lekko.

- Nie zauważyłem – przyznał.

- Wy faceci – mruknęła, wywracając oczami. – Stawiam, że w przyszłości będą razem. Chociaż przez chwilę, ale będą. – Syriusz zmarszczył nos. – No co? Nie podoba ci się ten pomysł?

- Sam nie wiem.

- Nie odpowiada ci rola ojca? – dociekała. Syriusz powoli miał już tego wszystkiego dość.

- Nie byłem na to wcale przygotowany. Bo gdybym wychowywał od początku, to wszystko działoby się stopniowo. A to się stało tak nagle! Puff i już! Nastolatek! Nawet nie wiesz, jak dziwnie się z tym czuję.

Dorcas zaśmiała się cicho, po czym ziewnęła głośno.

- Wybacz.

- Nie szkodzi – odparł, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Nie sprzeciwił się. Podobała mu się ta sytuacja. Nawet bardzo.

Rozdział 19

Z pełnymi żołądkami i uśmiechami na twarzach, Harry, Alex i Nick szli przez szkolne błonia, ciesząc się piękną, lipcową pogodą. Przechodząc obok Hagrida, pomachali gajowemu i przywitali się krótko.

- A niech mnie, cholibka – powiedział, drapiąc się po głowie.

We trójkę weszli w głąb lasu, krążyli po jego obrzeżach, by przez przypadek nie natknąć się na centaury.

- Więc Dorcas jest twoją matką? – zapytał Harry. Alex skinęła głową. – A coś o księdze?

- Nic nie znaleźliśmy – westchnął Nick i zaciągnął się leśnym powietrzem. Dzikość zakrążyła w jego żyłach – Musimy szukać dalej.

- Tylko gdzie?

- Jestem w stu procentach pewna, że widziałam gdzieś tę kobietę – powiedziała. – Tę całą Barbarę. Jej twarz wydawała się jakaś znajoma.

- To zawsze coś – zauważył Harry. Nagle przystanął, rozglądając się wokół. – Gdzie jest Nick?

Ale odpowiedź przyszła sama w postaci wielkiego brązowawego wilka, który przystanął obok nich. Jego tułów sięgał Alex aż do pasa. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, zanurzając dłoń w gęstym i miękkim futrze.

- Brakowało ci tego, co? – zapytała.

Nick warknął cicho na potwierdzenie i wbiegł w las. Alex spojrzała na Harry'ego, ale jego już tam nie było. Zamiast tego między drzewami dostrzegła czarnego kruka. Pokiwała głową rozbawiona i skupiła się na swoim, wewnętrznym zwierzęciu. Poczuła, jak jej kończyny się zmniejszają, świat robi się jakby mniejszy, ale wyrywniejszy. Czuła więcej, słyszała więcej. Bez chwili namysłu ruszyła za wilkiem. Po chwili czarna pantera wyrównała swój bieg z wielkim zwierzęciem.

Minęło sporo czasu, odkąd we trójkę biegali po lesie w swoich zwierzęcych formach, dlatego teraz przeznaczyli ten czas na przeróżne wygłupy. Czuli się wolni. Niezobowiązani do niczego. Byli po prostu sobą samymi i taka rola najbardziej im odpowiadała.

*

Wszystko ustało. Na kilka chwil, ale ustało. Nick zadyszany po szaleńczym biegu wbiegł do Wielkiej Sali. Na ziemi poukładane były zmarli albo to, co z nich zostało. Odszukał w tłumie swoich przyjaciół. Harry i Alex stali przy grupce Weasleyów, wpatrując się w kogoś ze smutnymi minami. Podbiegł tam, przepychając się i zamarł. Twarz Molly Weasley zastygła w szoku. Ciepło w oczach zniknęło, zastąpił je chłód. Pan Weasley szlochał nad ciałem żony. Jej synowie, Charlie, Percy i bliźniacy, jedyni, którzy przetrwali walkę, stali oszołomieni. Ginny leżała tuz obok, okryta białym prześcieradłem. Resztki ciała Rona nadal znajdowały się na dworze.

Nick poczuł ukucie w sercu. Pani Weasley była dla niego jak druga mama i wiedział, że nie tylko dla niego. Alex opierała swoją głowę o ramię Harry'ego i dawała upust łzom. Widział dwa razy w swoim życiu jej łzy. Teraz i zaraz po tym, jak umarł jej ojciec.

Nick odsunął się. Alex momentalnie objęła go w pasie.

- Tak bardzo mi przykro z powodu Remusa – powiedziała.

- Jest w porządku – skłamał. Spojrzała na niego podejrzliwe. – Co ja pierdolę, jest okropnie.

Przytuliła się z powrotem, drugą ręką zagarniając Harry'ego.

- Mam tylko was – wyszeptała. – Obiecajcie, że cokolwiek się stanie, wasza dwójka mnie nie opuści.

- Obiecujemy – powiedzieli w tym samym czasie.

*

Hagrid pędził ile sił w nogach przez błonia i zamkowe korytarze, by wpaść do Wielkiej Sali.

- Panie profesorze to nie do pomyślenia! – powiedział ewidentnie zbulwersowany.

- Hagridzie, co się stało? – zapytał dyrektor, odrywając się od swojego kawałka ciasta z lodami i owocami.

- Panie profesorze w Zakazanym Lesie jest wielki wilk. Kieł, jak zobaczył, to zaskomlał jedynie cholibka i zwiał do domu. Tak nie może być!

Dyrektor zacmokał, gdy Nick wparował do sali.

- Wybacz Hagridzie, jeśli cię przestraszyłem – powiedział.

- To byłeś ty? Cholibka, muszę zapamiętać, by ci w drogę nie wchodzić.

- Na co dzień jestem bardzo przyjazny – wyszczerzył się.

W drzwiach pojawiła się Alex, sekundę później dało się usłyszeć głośny huk. Młoda Black zaoferowana hałasem cofnęła się kilka kroków, a potem wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.

- Brawo Harry! – Zaklaskała kilka razy. – Dziesięć punktów dla Gryffindoru!

Harry pojawił się tuż obok niej, wygładzając sobie spodnie i z miną zadufanego Malfoya, podszedł do Nicka, który kiwał głową z niedowierzania.

- Nie moja wina! Ta zbroja tam nigdy nie stała!

Minęła chwila, zanim Alex zaczęła normalnie oddychać.

- Mamy coś dla ciebie – powiedział Nick.

- Prezent? – zapytał zaskoczony Harry. – Ale to jeszcze nie pora na moje urodziny?

James chciał się spytać, kiedy właściwie Harry ma urodziny, ale Lily walnęła go w tył głowy. Syriusz parsknął.

- Pamiętasz, jak mówiłam, że mój plecak nie ma dna? – zapytała Alex, zanurzając całą rękę w swoim ulubionym bagażu. Harry przytknął. – To więc w czeluściach tego oto plecaka znalazłam coś naprawdę fajnego.

Wyszczerzyła się i wyciągnęła miotłę. Nie byle jaką miotłę. Była to błyskawica.

Harry zapiszczał jak mała dziewczynka.

- Błyskawica? Kochanie? – zapytał z niedowierzaniem i przytulił do siebie miotłę. – Tak bardzo tęskniłem. Nie przejmuj się, tatuś już tu jest.

- O. Mój. Boże. – Tylko na tyle było stać Lily w tym momencie.

- Chodźmy pograć! – zawołał wesoło Harry i popędził w stronę boiska od Quidditcha. Alex i Nick zaśmiali się cicho. Dziewczyna wyciągnęła jeszcze dwie miotły. Swoją błyskawicę i Nimbusa dwa tysiące jeden Nicka. I porywając się dziecięcej radości, jaką sprawiało im latanie, popędzili za Harrym na boisko.

Rozdział 18

Alex przemierzała spokojnie drogę, jaka dzieliła ją od biblioteki, gdy zza zakrętu wyskoczyła na nią kotka Norris, prychając głośno. Alex zapragnęła w tym momencie kopnąć ją w tyłek tak bardzo, że urwałby się jej ogon, ale z drugiej strony nadchodził już woźny Filch. Alex pisnęła cicho i pobiegła do najbliższej zbroi, chowając się za nią. Odruch z czasów szkolnych był silniejszy niż zdrowy rozsądek.

Widziała, jak woźny podnosi swoją kotkę i mówi coś do niej, a potem jego wzrok padł na małą czekoladkę na środku korytarza. Ręka Alex momentalnie wylądowała w kieszeni, gdzie powinna się zanodować ów czekoladka. Jedna z ostatnich, które dostała od braci Weasleyów. Z lekkim rozbawieniem patrzyła, jak Filch zjada czekoladkę, a potem odchodzi w pełni zadowolony, mlaskając głośno.

Alex pośpiesznie znalazła się w bibliotece, zaciągając się słodkim zapachem pergaminów i ksiąg. Musiała przyznać, że to miejsce wyglądało bardzo dziwnie bez srogiego spojrzenia pani Pince, bibliotekarki. Podśpiewując sobie, bo mogła, przeszła w dział historyczny. Znalazła interesującą ją sekcję oraz grubachną księgę, którą z trudnością przeniosła na najbliższy stolik.

- Montgomery – mruknęła, kartkując księgę, przy okazji wdychając tonę kurzu. Mimowolnie kichnęła. Chwilę później odnalazła interesujące ją nazwisko i dziesiątki stron o ów rodzinie.

Rodzina Montgomery była bardzo starym rodem, od pokoleń magicznym. Ród wziął swój początek na początku dziesiątego wieku. Abelart Montgomery, syn Jonasza i Eleanory, brat Arona, Lidii, Konstancji i Finna, mąż Genevieve posiadał trójkę synów Iana, Baltazara i Adena oraz dwie córki Barbarę, oraz Łucję. Abelart zmarł w tajemniczych okolicznościach, zostawiając swoje dziedzictwo do podziału dzieciom i żonie, która zmarła kilka miesięcy później na skutek gorączki. Abelart nie doczekał się wnuków od strony synów. Aden oddał się służbie Bogu, Baltazar został rycerzem na królewskim dworze i został zabity podczas jednej z licznych bitew, a Ian zaginął na kilka lat. Podanie mówiło, że znaleziono jego ciało w rzece. Najmłodsza ze sióstr, Łucja, posiadała niezwykły dar uzdrawiania i jasnowidzenia. Została miejscową zielarką i wróżką. Starsza siostra natomiast udała się na drugi kraniec kraju, gdzie wyszła za nijakiego Edwarda Turnera. Na tym wpis się kończył.

Alex zamknęła z trzaskiem księgę i odłożyła ją na miejsce, biorąc inną.

Edward Turner był arystokratą z Londynu i zapałał miłością Barbary Montgomery, którą pojął za żonę. Razem mieli aż dziesiątkę dzieci, bo wychodziły parami. W tym momencie Alex stwierdziła, że to dla niej za dużo. Znalazła w biurku pergaminy oraz pióra i kałamarz, i zaczęła sporządzać drzewo genealogiczne. Musiała dokładnie oczytać losy każdego, cieszyła się, więc gdy Nick przyszedł jej z pomocą. We dwójkę zawsze raźniej niż osobno. Oboje niezmiernie się cieszyli, że większość męskich potomków była na tyle głupia i dawała się zabijać na wojnach i polowaniach. To znacznie upraszczało im pracę.

Dochodziło wpół do pierwszej, gdy Alex zrzuciła kałamarz na ziemię, tym samym rozlewając atrament na podłogę. Jednak nie to ją teraz obchodziło. Zatykała usta dłonią, nie wiedząc co myśleć.

- Alex? – Nick znalazł się tuż obok niej, obejmując ramieniem. – Co się stało? Znalazłaś coś?

- Wiem, kto jest moją matką – powiedziała jedynie. Oczy Nicka zabłyszczały, a potem nachylił się nad księgą.

Kolejni potomkowie Montgomerych, pod nazwiskiem Turner. Antoniusz i Mary mieli tylko pięć córek. Każda z nich została wydana za przyzwoitych mężczyzn. Rogers, Brooks, Collins, Hariss i...

- O mój Boże – powiedział.

- ...Meadowes.

- To... to chyba dobrze, co? – zapytał. Alex wzruszyła jedynie ramionami, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Nick ostrożnie ścisnął jej ramię. Alex czuła się dziwnie. Przez całe swoje życie nie znała nawet nazwiska swojej matki, a teraz ma ją na wyciągnięcie ręki. – Czujesz się zawiedziona?

- Nie – zaprzeczyła szybko. – Dorcas wydaje się naprawdę fajna, tylko... to dziwne uczucie. Nawet nie wiedziałam, że jest moją matką, że jakąkolwiek mam, a teraz... sam rozumiesz.

- Rozumiem – potwierdził, delikatnie głaszcząc ją kciukiem po policzku. W ciszy patrzyli sobie w oczy, uśmiechając się przy tym lekko. – Alex ja...

- Wiem – przerwała mu. Nick zmieszał się. – Wiem o tym, co do mnie czujesz. – Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale znów mu przerwała. – Nie, Harry się nie wygadał. Sama to zauważyłam.

- Przepraszam – powiedział.

- Przepraszasz mnie, że się we mnie zakochałeś? – odparła zdziwiona. – Nie musisz. To ja przepraszam. Mogłam dać ci jakieś znaki, że też nie jesteś mi obojętny, a teraz... – Pokręciła głową, odwracając się.

- Nie jestem ci obojętny? – zapytał, przyciągając ją ku sobie.

- Nigdy nie byłeś – wyszeptała i delikatnie ucałowała go w usta. Serce Nicka zabiło szybciej. – Chodźmy, głodna jestem.

- Poczekaj – powiedział. – Zobacz na to. Znalazłem zdjęcie Barbary.

Spojrzała na starą i zniszczoną fotografię obrazu. Kobieta na nim była dosyć pulchna i dostojna. Alex zmarszczyła brwi, kojarząc skądś kobietę, ale nim Alex zdążyła się dobrze zastanowić, Nick złapał ją za rękę i pociągnął do wyjścia. Kiedy wracali do Wielkiej Sali, Alex spojrzał na jezioro, a bolesne wspomnienie zaatakowały jej głowę.

*

Alex biegła w szaleńczym tempie przez błonia. Czuła, jak krew spływa jej po tyle głowy. Zaklęcia przelatywały jej tuż przed nosem, krzyki mieszały się z tryumfalnymi śmiechami. Przeskakiwała nad martwymi, nawet się nie zastanawiając się, kto to jest.

- Ron! – krzyknęła, widząc jak jej przyjaciel, ciągnięty jest przez wielką kałamarnicę do jeziora.

- Alex! – odkrzyknął, starając się wyciągać do niej ramiona.

Przyśpieszyła, by w końcu rzucić się na ziemię.

- Jest! Mam cię! – powiedziała zwycięsko, gdy udało jej się chwycić jego dłoń. – Już w porządku!

Rzuciła kilka zaklęć w stronę macki. Daremnie. Macka jedynie mocniej zaciskała się wokół pasa Rona, by na koniec oderwać dolną część jego ciała. Głuchy krzyk wydarł się z gardła Alex, gdy macka zabierała część jej przyjaciela na dno jeziora. Oczy Rona zgasły.

*

- Alex? – zapytał Nick. Zamrugała kilka razy powiekami, słysząc swoje imię. – Wszystko dobrze?

- Tak, po prostu coś sobie przypomniałam. Nie ważne.

Wrócili do Wielkiej Sali, gdzie wszyscy pałaszowali już przygotowany obiad. Alex automatycznie rozplotła swoją dłoń z dłoni Nicka.

- Dzięki za pomoc Harry! – powiedziała sarkastycznie.

- Zawsze do usług – powiedział, uśmiechając się przy tym. – Znaleźliście coś?

- Nawet zbyt dużo – mruknęła.

Harry posłał pytające spojrzenie Nickowi, ale ten pokiwał jedynie głową, by nie kontynuować teraz tego tematu. Akurat dobrze się złożyło, bo do Wielkiej Sali wpadł Filch, cały rozzłoszczony. Jego twarz cała pokryta była ogromnymi, czerwonymi bąblami.

Syriusz opluł się kompotem, zanim wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

- To niesprawiedliwe, niedorzeczne i głupie! Kto to zrobił? Przyznać się!

Powiódł wzrokiem po huncwotach.

- Aragusie, myślę, że nie ma powodu obwiniać tych panów, skoro cały czas siedzieli tutaj razem z nami. Sam za to ręczę. – Filch wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. – Chodźmy lepiej do skrzydła szpitalnego. Jakoś się tym zajmę.

I we dwójkę opuścili Wielką Salę. Harry i Nick spojrzeli oskarżycielsko na Alex.

- Nie patrzcie się tak na mnie. To na ja! – broniła się.

- Bo ci uwierzę – odparł Harry.

- To był przypadek! Przysięgam! Zobaczyłam kotkę Norris no i miałam ambitny plan ją kopnąć, ale pojawił się Filch, więc schowałam się za zbroją. Czekoladka sama mi wypadła! Nie moja wina, że ją zjadł!

- Ja nie wierzę – sapnął Nick.

- Co to za czekoladka? – zapytał James.

- Nasi znajomi to wspaniali dowcipnisie. Nie dorastacie im do pięt – powiedział Harry.

- Ejj! – James się oburzył. – Bujać to my, ale nie nas!

Alex, Nick i Harry zaśmiali się w głos.

Rozdział 17

Harry spokojnym krokiem przemierzał tak znane mu korytarze szkoły, by znaleźć się w łazience dziewcząt na drugim piętrze. Na jego szczęście Marta gdzieś wybyła, więc spokojnie mógł otworzyć Komnatę Tajemnic i ześlizgnąć się na sam jej dół.

Kości szczurów trzaskały pod jego butami, gdy ostrożnie szedł przez ciemny korytarz. Przypomniało mu się jak w drugiej klasie razem z Ronem przyszli tutaj, by ratować Ginny. Towarzyszył im wtedy Lockahart, najbardziej narcystyczny i niecudaczny nauczyciel, jakiego mogli mieć.

Już po chwili znalazł się w sali, gdzie na prawo i lewo ciągnęły się dwa rzędy kolumn w kształcie wężowych głów. Pod nimi rozlana była woda. Na samym końcu, w olbrzymiej ścianie wyryta była głowa samego Salazara Slytherina. Wpatrywał się w nią przez chwilę, by zasyczeć kilka razy i obudzić bazyliszka. Ogromny wąż wypełzł z otworu w ustach Slytherina i zawisł nad Harrym.

- Kim jesteś? – zapytał wąż.

- Kolejnym dziedzicem Slytherina – odpowiedział Harry spokojnie. Oczywiście to było kłamstwem, ale nie miał zamiaru po raz drugi latać po komnacie jak głupiec, modląc się, by to bydle go nie zjadło. Postanowił podejść do sprawy bardziej ślizgońsko. W ostatnim etapie wojny przestał działać sporadycznie. Wolał wszystko najpierw dziesięć razy przemyśleć niż zrobić coś pochopnego.

Wąż zniżył się, stawiając swój łeb niewiele ponad głowę Harry'ego. Mogli dokładnie patrzeć sobie w oczy.

- Czego ode mnie żądasz, panie?

Harry zdziwił się lekko, że bazyliszek połknął haczyk, bo w rzeczywistości na to nie liczył. Był pewien, że w którymś momencie coś pójdzie nie tak i będzie latać, jak ten głupiec, modląc się, by bazyliszek go nie zjadł.

- Jest jedna rzecz – przyznał.

- Cokolwiek panie – wysyczał wąż.

Harry mocniej ścisnął dłoń na rączce miecza i energicznym ruchem wbił go w podniebienie bestii. Bazyliszek zaryczał wściekle, zaczął się wić i wierzgać, by na końcu paść martwym na posadzkę. Wszystko trwało kilka sekund i było bardzo widowiskowe. Harry wzruszył ramionami, podchodząc bliżej i zabierając swoją własność.

Wypłukał miecz w wodzie, a potem spokojnym krokiem udał się do wyjścia. Może i niemałym problem byłoby wyjście z tego miejsca, gdyby Harry nie miał pewnego sekretu. W połowie czwartej klasy razem z Alex po kryjomu ćwiczyli animagię i bum! Udało im się! Harry zadowolony, że w końcu rozwinie skrzydła, przemienił się w czarnego kruka i z dzika radością w sercu wyfrunął do łazienki, gdzie z powrotem stał się człowiekiem.

- Accio miecz – zawołał i po chwili trzymał go już w swojej dłoni, zadowolony wracając do wielkiej sali. Zatrzymał się jednak, by spojrzeć na chwilę na szkolny dziedziniec i wspomnienia zaatakowały jego umysł.

*

Stał na drugim piętrze cały brudny, zakrwawiony i zasapany. Ogromna dziura w ścianie pokazywała mu co dzieje się na kawałku błoni i szkolnym dziedzińcu, gdzie dostrzegł Hermionę walczącą z dwoma śmierciożercami. Szło jej idealnie. Znajomość jej zaklęć znacznie przewyższała nad tym, które znali jej przeciwnicy. Nie zdziwił się, więc gdy ta dwójka legła, a Hermiona uśmiechnęła się zwycięsko.

Ona nie mogła tego dostrzec, ale on z tej wysokości tak. Ku niej przesuwały się już dwa cienie. Harry zacisnął mocniej pięść na różdżce i ruszył biegiem na dół. Wymijając walczące pary, zaklęcia lecące w jego stronę, zwłoki i gruz, patrzył między wybite okna i dziury, co się dzieje z Hermioną. Nie wiedzieli, jak z tym walczyć, jak pokonać Ciemność. Czuł strach o nią. Czuł rozpacz, widząc, jak dwa monstra przygniatają ją do ziemi i powoli obdzierają twarz ze skóry. Usłyszał je wrzask. Harry przyśpieszył, ale gdy dotarł na miejsce, było już za późno. Hermiona leżała w kałuży krwi, bez skóry na twarzy i drewnianą deską wbitą w brzuch.

Kucnął obok niej, delikatnie łapiąc za ramiona.

- Hermiono... – wyszeptał. – Hermiono... proszę.

Hermiona otwarła swoje czekoladowe oczy z lekką trudnością.

- Harry – wychrypiała. – Mój Harry.

Lekki uśmiech na jej twarzy mówił, że wszystko będzie dobrze, ale Harry wiedział, że tak nie będzie.

- Nie zostawiaj mnie – wyszlochał. – Nie ty.

- Poradzisz sobie – wymruczała. – Poradzisz. Kocham cię, wiesz?

- Ja ciebie też kocham – odparł, odsuwając kilka kosmyków jej włosów z twarzy. – Kocham jak nikogo innego na świecie. Nie zostawiaj mnie – powtórzył błagalnie, ale Hermiona nie miała już siły, by cokolwiek powiedzieć. Uśmiechnęła się ostatni raz zadowolona, że w swoich ostatnich chwilach może spojrzeć w zieleń oczu Harry'ego, a później jej ciało ogarnęło zmęczenie tak silne, że zasnęła. Cienka stróżka krwi wypłynęła z jej ust i zmieszała się ze słonymi łzami jej chłopaka.

*

- Harry? Harry chłopcze, wszystko w porządku? Harry!

Ocknął się jakby z transu, ze zdziwieniem stwierdzając, że jest z powrotem w Wielkiej Sali i wszyscy przyglądają mu się uważne z wyraźną troską w oczach.

- Wszystko w porządku? – zapytał Dumbledore po raz kolejny.

- Tak – powiedział lekko otępiały. – Tak, po prostu przypomniałem sobie pewną rzecz i... nieważne. – Machnął ręką, podchodząc do stołu i kładąc na nim miecz. – Muszę poczekać na resztę.

- Mogę cię coś spytać? – zapytał Syriusz. Harry przytknął. – Co właściwie ci dało zabicie bazyliszka i gdzie jest Komnata Tajemnic?

Harry odetchnął ciężko.

- Teraz ten miecz może niszczyć horcruxy, bo przesiąkł jadem bazyliszka, a co do Komnaty to ci nie powiem. Niech tamto miejsce najlepiej pozostanie tajemnicą.

*

Nick ostrożnie wszedł do Pokoju Życzeń. Specyficzny zapach pomieszczenia, gdzie można ukryć wszystkie rzeczy, podrażnił jego zmysł węchu, a do ucha doleciało cykanie kilkudziesięciu zegarków oraz muzyka puszczona ze starego gramofonu, a nawet świergot ptaków.

Szedł w tym labiryncie przeróżnych rzeczy, bazując na tym, co mówił mu Harry oraz szukając rzeczy, które sprawiły, że jego zmysły wariowały jak za każdym razem, gdy horcrux był blisko niego. Mimo iż Nick był w tym miejscu tylko raz, od razu je polubił. Było inne magiczne. Rzeczy, które tutaj się znajdowały, były starsze, niż mógł sobie wyobrazić. W tym miejscu prawdopodobnie była cała historia magicznego świata, a wśród niej znajdował się wspaniały diadem.

Jego zmysły zareagowały gwałtownie, gdy przechodził obok drewnianego, okrągłego stoliczka. Podszedł bliżej, przesuwając złoty świecznik i zdejmując starą szmatkę z pudełka. Jego czujność pracowała na najwyższych obrotach, gdy ujął pudełko i podniósł wieczko. Tam, na poduszeczce, znajdował się srebrny diadem przypominający orła. Nick zamknął pudełko z lekkim uśmiechem i opuścił pokój.

Szedł właśnie przez korytarz na piątym piętrze, gdy wspomnienia zaatakowały jego umysł.

*

Stał na korytarzu, z przerażeniem obserwując, co się dzieje na szkolnych błoniach, jak boisko od Quidditcha płonie, a trybuny się walą. Tutaj, gdzie stał, było cicho, ale z oddali napływały huki i odgłosy walk. Spojrzał pod nogi. Wśród gruzu i krwi leżał jego ojciec. Twarz Remusa zastygała w przerażeniu, a niegdyś pełne troski i zmęczenie wilkołaczym życiem oczy nie wyrażały już nic.

- Przepraszam – powiedział, nachylając się i zamykając ojcu powieki, po czym wstał i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Kierował się ku najbliższym odgłosom walki, kiedy głośny krzyk i błaganie o pomoc przykuły jego zmysł słuchu. Zamiast iść prosto, skręcił gwałtownie w korytarz na prawo i ruszył biegiem. Był już kilkanaście metrów od źródła krzyku, gdy ten ucichł nagle. Ciarki przebiegły po kręgosłupie Nicka.

Kawałek przed nim leżała rudowłosa, piękna dziewczyna. Jej ręka leżała oderwana od ciała metr dalej, a z rany na ciele sączyła się krew.

- Ginny! – zawołał, podbiegając do niej i obracając na plecy. Dopiero teraz dostrzegł, że nie miała jednego oka. – O Merlinie, Ginny!

Ale Ginny już nie było.