poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział 28

Kiedy Lily obudziła się tego poniedziałkowego poranka, czuła się wyjątkowo dobrze, jak już od paru dni. James spał obok niej, mrucząc coś niewyraźnie przez sen. Lily uśmiechnęła się, delikatnie zgarniając kilka kosmyków włosów, które opadły mu na oczy i po cichu podreptała do łazienki. Włosy związała w luźnego koczka, oszczędziła twarzy makijażu, a na siebie zarzuciła najzwyczajniejszą bluzkę i materiałowe spodenki. Ten poranek, jak i każdy inny, zaczęła od zaparzenia świeżej kawy, której przyjemny zapach pobudził jej zmysł węchu. Następnie odebrała listy od sów i zapłaciła za Proroka. Jednak jeden list znacznie przykuł jej uwagę. Leżał bardziej na uboczu i z całą pewnością nie przyniosła go żadna sowa. Usiadła na krzesełku i go otworzyła.

Drodzy rodzice?

Tak naprawdę nie mamy pojęcia, czy możemy się tak do was zwracać. Jednak ta forma najbardziej wydała nam się za słuszna.

Jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że w tym pierwszym życiu mogliśmy was poznać. Poznać was takich, jacy jesteście naprawdę, a nie jak opisywali was inni. To było dziwaczne, ale wspaniałe doświadczenie, które z pewnością byśmy powtórzyli, gdyby nadarzyła się ku temu stosowna okazja. Zdajemy sobie sprawę, że podróże w czasie niosą ze sobą jakieś konsekwencje. Jednak mamy nadzieję, że w tym wypadku los będzie dla nas łaskawy. Chyba każdy z nas potrzebuje choć odrobinę szczęścia.

Dziękujemy, że mogliśmy z wami pomieszkać, że tak normalnie nas potraktowaliście i już teraz dziękujemy za wszystko, co dla nas zrobicie i przepraszamy za to, co zrobimy. Biorąc pod uwagę nasze geny, będziecie dostawać sowy ze szkoły przynajmniej raz na dwa tygodnie. Ale obiecujemy, że ta żarty będą godne potomków huncwotów!

Jest jedna rzecz, o której powinniście wiedzieć. Narodzimy się na nowo, nie będziemy pamiętać o tych rzeczach, co wiedzieliśmy i niech lepiej tak zostanie. Dla naszego i waszego dobra.

Bądźcie zdrów i do zobaczenia!

Harry, Alex i Nick

ps. Czy możecie przechować mój miecz? Zostawiłam go w swojej sypialni. Alex

Lily zaśmiała się krótko. Nawet nie zauważyła, że się rozpłakała.

- Lily? Co się stało? – zapytał James, podchodząc bliżej żony i przytulając ją.

- Nic, po prostu odeszli – pokazała mu list.

- Wrócą – powiedział. – Na pewno.

Tymczasem przyszłe pokolenie huncwotów siedziało na ławce w parku i przyglądało się ludziom śpieszącym do pracy lub biegaczom. Jakoś niechętnie zbierali się do wrócenia. Bali się, że coś poszło nie tak i koszmar będzie trwać nadal.

- Może trzeba było jednak napisać, że w którymś momencie wszystko sobie przypomnimy – powiedział Nick.

- Nie – odparł stanowczo Harry. – Niech myślą, że nie wiemy.

- Tak będzie lepiej – dodała Alex.

Harry wstał, sięgając po proszek z niebieskiego woreczka, który trzymał. Chciał nim sypnąć, ale Alex złapała go za rękę. Spojrzał na nią pytająco.

- Może możemy jeszcze trochę zostać – zasugerowała niepewnie. Harry wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Nickiem. – Huh?

- No dobra, chodźmy do Vegas – odparł, wiedząc, co chodzi po głowie jego przyjaciółce. Alex pisnęła wesoło, łapiąc swoich przyjaciół za dłonie i teleportując wprost do Las Veagas. Tutaj był jeszcze środek nocy, a oni oddali się kasynowemu szaleństwu.

Dwa dni, sporą ilość alkoholu, wiele żetonów, wygranych i przegranych gier później, stawili się o świcie przed Hogwartem z zadowolonymi minami.

- Udało nam się – powiedział uradowany Nick. – Miejmy nadzieję, że porządnie, a nie chwilowo.

- Porządnie – powiedział Harry. – Porządnie.

- Zanim się pożegnamy. Muszę wam coś powiedzieć – powiedziała niepewnie i zwróciła się ku Harry'emu. – Pamiętasz, jak gdzieś od połowy czwartej klasy Snape zaczął ci dawać szlabany za nic?

- Noo – mruknął, przypominając sobie tamte chwile. Jeszcze bardziej nienawidził wtedy Snape'a. – Nie da się ukryć, że takie coś było.

- To byłam ja.

- Przepraszam?

- Nie to ja przepraszam.

- Nie rozumiem – przyznał.

Alex odetchnęła ciężko.

- Za każdym razem, gdy Snape przyłapywał mnie na czyś, czego nie powinnam robić, mówiłam mu „Proszę pana, ale to Harry", a on wtedy „Potter? I wszystko jasne!" I szedł wlepić ci szlaban.

Szczęka Harry'ego prawie dotknęła ziemi. Nick śmiał się cicho w rękaw swojej bluzy.

- No dobra, wybaczam ci.

- Dzięki! – pisnęła i go uściskała, po czym zwróciła się do Nicka. Szykował się na najgorsze. – Zgapiłam od ciebie SUMy z Historii Magii, dlatego dostałam W! – wykrzyknęła.

Ale obaj zaśmiali się w głos.

- Oj, Alex – powiedział Nick, łapiąc ją za ramiona. – To niemożliwe. Siedziałaś dwa rzędy w prawo i pięć siedzeń za mną. Nie mogłaś ze mnie zgapić, kochanie. To niemożliwe.

Ale Alex znów odetchnęła ciężko.

– Wymyśliłam zaklęcie, które sprawiło, że kopia twojego arkuszu pojawiła się na mojej ławce i mogłam widzieć, co piszesz! – powiedziała szybko, prawie opluwając się przy tym śliną.

- Przepraszam?

- Nie to znów ja przepraszam.

- Mogę wiedzieć, dlaczego się ze mną nie podzieliłaś tym odkryciem?! – zapytał Harry ewidentnie oburzony faktem, że został w taki sposób wystawiony przez swoją przyjaciółkę.

Ale Alex jęknęła zdesperowana i porwała ich w uścisk.

Po kilku długich minutach portal był otwarty. Młoda Black ucałowała mocno Nicka na pożegnanie, a ten z lekką niepewnością przeszedł na drugą stronę. Potem uściskała ostatni raz Harry'ego i poszła w ślad Lupina. Harry jeszcze chwilę stał w miejscu, wpatrując się w Hogwart. Niedługo tu wróci i z całą pewnością będzie pod wielkim wrażeniem tej budowli.

- Do zobaczenia – powiedział do siebie i sam zniknął w portalu, który się za nim zamknął.

Tego samego poranka stały się jeszcze dwie inne rzeczy.

Molly Weasley właśnie skończyła wieszać pranie, gdy w progu swoich drzwi dostrzegła coś nietypowego. Była to dość duża sakiewka, obok której znajdował się list. Niepewnie zajrzała do środka sakiewki, która po brzegi wypełniona była Galeonami. List był krotki, ale treściwy.

Kochana Pani Weasley!

Mimo licznej gromadki swoich dzieci traktowała nas pani jak swoje kolejne potomstwo, a i my traktowaliśmy panią jak drugą matkę. Zrobiła dla nas Pani bardzo wiele rzeczy, za które chcielibyśmy teraz podziękować. Te pieniądze są dla Pani i całej rodziny Weasleyów.

Do szybkiego zobaczenia

Nick, Alex i Harry

Molly uśmiechała się w ten ciepły i typowy tylko dla niej sposób. Mimo iż nie miała okazji osobiście poznać tej trójki, była im w tym monecie równie wdzięczna, co oni jej.

Tymczasem Remus zamaszystym krokiem wszedł na ulicę Pokątną, przy okazji na kogoś wpadając. W ostatniej chwili zareagował, łapiąc kobietę za rękę.

- Przepraszam – powiedział, przyglądając się jej. Była piękna. Blond włosy sięgały jej prawie do pasa. Niebieskie oczy były duże i hipnotyzujące. – Zagapiłem się.

- No to nie tylko pan – zaśmiała się.

- Jaki tam ze mnie pan – odparł. – Jestem Remus.

- Margaret – odpowiedziała, ściskając jego dłoń.

Oboje wiedzieli, że to nie będzie tylko przelotna znajomość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz