poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział 25

Nick z rozbawieniem obserwował jak Harry i Alex toczą wojnę na głupie miny. Młoda Black co chwila waliła swojego przyjaciela w ramię, kompletnie za nic, co Harry komentował tylko chichotami. Toczącą się od pół godziny zabawę przerwała jednak mała, brązowa sówka, która wleciała przez otwarte okno. Z gracją wylądowała obok Nicka i dostojnie wyciągnęła ku niego swoją nóżkę. Lupin, rozpoznając sowę z Hogwartu, ostrożnie odwiązał list.

W tym samym czasie Syriusz i James robili coś kompletnie idiotycznego, co sprawiało, że Remus, Regulus i Lily nie mogli powstrzymać cichych śmiechów. Głośny wrzask spowodował, że cała piątka zamarła przestraszona.

- Moja wina?! – oburzyła się Alex. – Moja?! Chyba raczej twoja, że żeś głupszy niż but!

- Trzeba było nam powiedzieć! – sprzeciwił się Harry. – Widziałaś o tym od jakiegoś czasu, a uparcie milczałaś! Po czyjej stronie jesteś?!

- Twierdzisz, że jesteś śmierciożercą?!

Nastała chwila ciszy, podczas której z przerażeniem wpatrywali się w sufit, następnie nastąpił huk, trzask drzwiami, tupot na schodach. Alex śmignęła im przed oczami i... następne trzaśnięcie drzwiami. Nick pędził tuż za nią, wołając głośno, ale dziewczyna nie reagowała. Nick był cały rozeźlony.

- Co się stało? – zapytała Lily ostrożnie.

- Szykujcie się, prawdopodobnie jutro rozpęta się wojna – powiedział jedynie i zniknął im z oczu. Lily upuściła talerz, który z hukiem roztrzaskał się o podłogę.

Tymczasem Alex wpadła do pierwszego lepszego baru, prosząc o całą butelkę whisky. Barman popatrzył na nią dziwnie, ale widząc rozeźloną twarz dziewczyny, nawet się nie sprzeciwił. Alex od razu pochłonęła połowę płynu, a jej usta wykrzywiły się w paskudnym grymasie. Rozejrzała się po barze. Kilku facetów rozbierało ją wzrokiem, kilku zajmowało stół bilardowy, reszta śmiała się w głos, pijąc kolejne porcje alkoholu. Mocno ściskając swoją butelkę, podeszła do stołu bilardowego.

- Mogę się dołączyć? – zapytała niewinnie i trójka grających panów uśmiechnęła się chytrze. Jednak trzy godziny później wychodzili z baru kompletnie oskubani i źli, a Alex upita, rozweselona i z pokaźną sumką w kieszeniach.

Czknęła i niekontrolowanie się teleportowała, na miejscu się przewracając i zwracając część wypitego alkoholu.

- Cholera – mruknęła, podnosząc się i wycierając usta w rękaw kurtki. Znajdowała się w jakiejś dziwnej wiosce. Stała niedaleko dużego kościoła. Cztery szerokie ulice prowadziły właśnie do niego. Na chwiejących się nogach, znalazła wejście do budynku i po chwili wysiłku przeczytała napis na marmurowej płycie:

- Kościół św. Marii Matki w Aldumery.

I nagle ją olśniło. Z dziecięcą radością weszła do środka. Cały kościół oświetlony był jedynie przez świece znajdujące się przed ołtarzem. Jej kroki roznosiły się delikatnym echem. Dziwny chłód panował w środku.

Stanęła za ołtarzem, kucając i pięścią pukając w poszczególne kafelki. Z łatwością znalazła skrytkę. W środku znajdowała się potężna księga zawinięta w śmierdzącą płachtę. Rozwinęła ją, tym samym wprawiając w ruch tuman kurzu i zerknęła na księgę. Była gruba i w białej oprawie. Kartki miała żółtawe, zapisane drobnym pismem oraz perfekcyjnymi rysunkami.

Wtedy poczuła coś dziwnego. Niekontrolowana energia rozpierzchła się po ciele Alex. Drżała cała, czując, jakby prąd raził jej ciało, a napięcie robiło się coraz mocniejsze, prawie nie do wytrzymania. W końcu z jej gardła wydarł się krzyk, a po nim następny. Ból, jaki nią targnął był nie do zniesienia, gorszy od cruciatusów. Zemdlała, nawet nie wiedząc kiedy.

Mogła minąć godzina albo zaledwie pięć minut, gdy ponownie otwarła oczy. Czuła się dziwnie, nieswojo, jakby ktoś drugi był w jej ciele i ją kontrolował. Była marionetką w dziwnych rękach.

Ale wstała mechanicznie, biorąc księgę pod pachę, ale pisk zawiasów w drzwiach sprawił, że pośpiesznie wycofała się pod najbliższą kolumnę, gdzie schowała się w jej cieniu. Jej oczom ukazała się Bellatrix Lestrange - najbardziej znienawidzona przez nią kobieta. Dumnym krokiem przeszła przez całą długość kościoła, nawet nie racząc zorientować się, czy nie jest sama i stanęła za ołtarzem. Jakże wielka była jej wściekłość, gdy znalazła pustą skrytkę.

- Szukasz czegoś? – zapytała Alex, powolnym krokiem zmierzając ku niej i pokazując księgę. – Trochę za późno.

- Oddaj to! – wrzasnęła, celując w nią różdżką. Alex zaśmiał się jedynie i machnęła nonszalancko ręką. Różdżka Belli wyleciała jej z dłoni. – Jak śmiesz?!

Ale Alex znów machnęła dłonią, a jej ciotka przeleciała ponad stołem i wylądowała tuż pod kamiennymi schodami, unieruchomiona przez niewidzialną siłę Alex nie wiedziała, skąd tak potrafi. Powinna czuć strach przeciwko swoim ruch, ale nie potrafiła. Sprawiały jej tak wiele frajdy. Podeszła bliżej, kucając obok ciotki.

- Jesteś tak bardzo głupiutka ciociu. Tak, dobrze słyszałaś. Ciociu.

- Kim ty do cholery jesteś? – zapytała, szarpiąc się.

- Alex. Alex Black. Córka Syriusz Blacka z przyszłości. – Bella znieruchomiała, słysząc to wszystko. – Miałyśmy ze sobą bardzo na pieńku – mruknęła, kartkując księgę. – Nienawidziłyśmy się, a wszystko za sprawą tego, że zabiłaś mi ojca.

Bellatrix zaśmiała się, słysząc to.

- Nic ci do śmiechu – syknęła Alex, łapiąc ją za twarz. – Zrobię ci dokładnie to samo, co ty zrobiłaś mu i na koniec ja się zaśmieję.

I nie czekając na nic więcej, wbiła dłoń w pierś Bellatrix i zacisnęła ją na sercu. Kobieta wrzasnęła. Zerwał się wiatr, świece pogasły, a z ust Alex wypłynęły nieznane jej, łacińskie słowa. Kobieta z przerażeniem obserwowała jak oczy dziewczyny zalewa czysta czerń, a potem Alex zwinnym pociągnięciem wyrywa jej serce z klatki. Bellatrix jeszcze chwilę widziała, jak narząd pulsuje w zakrwawionej ręce Black, a potem dla niej nie było już nic.

Alex uśmiechnęła się i oblizała powolnie usta, by wbić zęby w serce i odgryźć jego spory kawałek. Nieznana moc ogarnęła jej ciało, pobudzając do życia Potępienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz