poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział 26

W zielonych oczach Lily odbijał się ogień. Wszystko wokół niej chłonięte było przez ogromne płomienie w kolorze oślepiającej żółci i czerwieni. Na ciemnym niebie unosił się szmaragdowy mroczny znak. Zaklęcia ciemnej i jasnej strony mieszały się za sobą.

- Wszystko w porządku? – zapytał James, dokładnie doglądając swoją żonę. Skinęła jedynie głową. – Okay, zarzucili barierę anty deportacyjną. Musisz tylko za nią wybiec i teleportować się do Hogwartu. Tam będziesz bezpieczna.

- Oszalałeś?! – wrzasnęła. – Jesteś naprawdę głupi, skoro myślisz, że cię zostawię samego!

James pocałował ją nagle i gwałtownie. Właśnie za to ją kochał, ale przecież nie mógł jej stracić.

- Kocham cię – szepnął w jej usta. – Bardzo mocno, ale nie mogę pozwolić, by coś ci się stało. Weź Dorcas i pędźcie do Hogwartu. Proszę.

Spojrzeli sobie w oczy i Lily ostatni raz ucałowała swojego męża, następnie rozbiegli się w dwa przeciwległe kierunki.

- Widziałeś Alex? – zapytał Nick Harry'ego, kiedy na chwile udało im się schować za rozwalonym domem. Na ulicy toczyła się walka między zakonem a śmierciożercami. Zaklęcia wybuchały, dym drapał w płuca, a podłoga drżała od wstrząsów.

- Od wczoraj nie – przyznał.

- Gratulacje – mruknął Nick. – Naprawdę gratuluje. Nie mogłeś się powstrzymać od takich oskarżeń? Żaden z nas nie jest święty.

- Poniosło mnie! – wykrzyknął. – Alex sobie poradzi. Jak zawsze.

- Poszła po księgę! A co jeśli to ją zabije!

- Cholera Nick! Alex jest silniejsza, niż wszyscy sądzimy. Po incydencie z piątej klasy sam Dumbledore przyznał, że dawno nie widział takiej mocy. Poradzi sobie – powtórzył.

Syriusz pojawił się tuż obok nich, dysząc ciężko. Z rozcięcia na policzku skapywała mu krew, twarz miał czymś brudną, ale uśmiechał się, jak to Syriusz.

- Widziałem Voldemorta – powiedział. – Ma przy sobie węża.

- Jego dom stoi pusty – mruknął Harry. Regulus i Snape zdradzili im lokalizację posiadłości Czarnego Pana. Jeśli mieli zdobyć dziennik, to tylko teraz. – Zostań tutaj – powiedział do Nicka. – Karz wszystkim przenieść się na Hogwart. Tutaj giną tylko niewinni ludzie. Weź horcruxy – podał mu czarny plecak Alex. – Spotkamy się w zamku. – Spojrzał na Syriusza. – Pójdziesz ze mną?

- Jasne! – odparł.

Harry poprawił miecz, który obijał mu się o prawy bok i razem z Syriuszem pobiegli przed siebie. Wszyscy byli tak pochłonięci walką, że nawet nie zauważyli, że zniknęły dwie osoby. Przekraczając barierę, teleportowali się wprost pod bramy posiadłości Voldemorta. Była to dość wielka willa w gotyckim stylu, ale nie mieli czasu na zachwycanie się tym.

- Nie miałem okazji zapytać – powiedział Syriusz, gdy szli ku domowi. – Jestem twoim ojcem chrzestnym?

Harry spojrzał na niego z ukosa.

- Tak – potwierdził.

- Czuję się dumny.

- Ja też – powiedział Harry i oboje wyszczerzyli się głupkowato.

Mieli rację, twierdząc, że dom będzie stał pusty, dlatego zaczęli się po nim rozglądać. W pośpiechu przeszukiwali każdy kąt. Dopiero w gabinecie na piętrze, na końcu korytarza, Harry'emu w oczy rzucił się znajomy dziennik. Pośpiesznie go chwycił, rzucając o ziemię i dobierając miecza.

- Chcesz? – zapytał Syriusz, który przyglądał mu się z ciekawością. – Oficjalnie mnie tu przecież nie ma.

Syriusz niepewnie chwycił rączkę i wbił go w okładkę dziennika. Z dziury powoli zaczęła się sączyć czarna maź. Ugodził drugi raz i trzeci. Czuł dziwną wściekłość na całym ciele. Wiedział, że ten dziennik jest zły, że im więcej razy go ukuje tym... Zatrzymał się w pół drogi, dysząc ciężko. Harry wziął dziennik, miecz i już mieli wychodzić, gdy znów coś rzuciło mu się w oczy. Było to siedem czarnych i grubych ksiąg.

- Bierzemy je – powiedział, wskazując na nie.

Podzielili się na pół i pośpiesznie teleportowali do Hogsmeade, ale tam czaili się już śmierciożercy. Najwyraźniej odwrót przebiegł pomyślenie, skoro zaczęło się oblężenie szkoły.

- Musimy się dostać do Miodowego Królestwa – powiedział cicho Syriusz.

Harry przytknął. Bezproblemowo dostali się do sklepu ze słodkościami, gdzie przez tajne przejście dostali się do Hogwartu.

- Poczułem się, jakbym znów miał piętnaście lat – podsumował Syriusz i biegiem udali się do wielkiej sali, gdzie czekał na nich cały Zakon. Rzucili księgi na stół.

- Wszyscy w porządku? – zapytał Harry. – Świetnie. Musimy zniszczyć resztę horcruxów. – Nick wyciągnął pierścień, puchar, czarkę i medalion. – Panie profesorze, jeden dla pana – powiedział, podając Dumbledorowi miecz.

Dyrektor ujął go w swoją długą dłoń i ugodził puchar. Potężny wiatr sprawił, że szyby w oknach popękały. Następnie Regulus ugodził medalion, James pierścień i Remus puchar.

- Został tylko wąż – powiedział Nick. – Jest on na głowie Harry'ego, ale gdyby coś poszło nie tak, to któreś z nas musi się tym zająć. Podzielimy się teraz na cztery grupy. Jedna pójdzie na błonia, druga na wieżę astronomiczną, trzecia i czwarta zostają w środku. Weźcie wszystko, co może przydać się do walki. Rośliny, eliksiry, wszystko, ale najważniejsze to nie dajcie się zabić.

Ciche chrząknięcie sprawiło, że podskoczyli gwałtownie. Alex stała oparta o framugę drzwi, chwiejąc się na nogach. Wyglądała mizernie, jakby spędziła kilka lat w Azkabanie.

- Nie – wychrypiała, gdy Nick ruszył ku niej. – Nie podchodź! Nie podchodź. Ledwo to kontroluję. Jest już za późno na cokolwiek. Po prostu walczcie. Po prostu walczcie.

Nagle zrobiło się ciemno, mroczno i chłodno. Okolicę przykryła Ciemność, a złowieszczy śmiech Voldemorta rozniósł się echem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz